Translate

Happy working song



Próba już dzisiaj, ale trzeba się przed tym przygotować. Tym razem ludzie zjeżdżają się do Warszawy, więc sprawy zakwaterowania są na mojej głowie.
Kluczową sprawą w tym tygodniu było załatwienie pianina na próbę. Umówiłam się z Danielem, że pożyczy swoje, tylko muszę je odebrać przed weekendem. Umawialiśmy się kilkakrotnie, ale zawsze coś wypadało:  a to mi nie pasowała godzina, a to on zdobył w ostatniej chwili bilety na mecz Polska-Anglia i poszedł na Stadion Narodowy, a mi wtedy padł telefon i pojechałam do Warszawy na próżno. Ostatecznie umówiliśmy się na czwartek przed południem, po sprzątnięciu harcówki.
Był to naprawdę nie lada wyczyn. Wyobraźcie sobie salę, która od pół roku stała się magazynem wszystkich zbędnych rzeczy, które mieszkańcy kamienicy na Foksal 8 na okoliczność remontu tam wrzucili: stare dywany, szafy, wieszaki, nawet stary wielki magnetofon szpulowy. Oczywiście przez ten czas nikt tego nie sprzątał, no bo po co, skoro jest remont. 
Przyszła jedna dziewczyna, starsze małżeństwo, które mieszka w kamienicy i zabraliśmy się za odgracanie. Ciężka to była misja, bo jak się okazało, każdy przedmiot miał swoją historię, opowiedzianą starannie przez ciocie Halinkę. Powoli zaczynałam mięknąć, ale odparłam pokusę porzucenia tej roboty i ostatecznie wywaliliśmy wszystko. Zniknęły także pajęczyny, kurze i podłoga też zobaczyła światło dzienne. Czułam się brudna, spocona, zakurzona i miałam dosyć tego dnia, a to dopiero była jedenasta. Potem trzeba było pojechać po pianino i obrócić jeszcze na kolejkę do pracy. Nawet nie wchodziłam do Daniela do mieszkania, tylko on podszedł na przystanek i mi podał futerał. Czasu pozostało tak niewiele, że zdecydowałam zabrać to ze sobą do pracy. Widzicie mnie, jak wędruję podziemiami z wielkim czarnym pokrowcem, a potem ładuję go na rower i taszczę do mojej szkoły. Przypomniały mi się czasy podstawówki, jak nosiłam swój keyboard na akademie do szkoły. 
Dyrektorka jak mnie zobaczyła, zaczęła się śmiać, że kolejne pianino przynoszę. No nic, ale czas nagli, więc zostawiam instrument i  pędzę  przyprowadzić dziewczynkę na lekcję. Przychodzę do świetlicy, a tu się okazuje... że jej w ogóle nie było w szkole. Pomknęłam rowerem z wściekłością, która potęgowała się z każdym metrem. Jak wróciłam, to akurat zadzwoniła jej mama, ze dziewczynki nie będzie do końca tygodnia. Aaaaaaaaaagrrrrrrr!!!
Powietrze uszło ze mnie zupełnie. Siedziałam  przez 10 minut, żeby ochłonąć i nie zacząć przeklinać. Gdyby ta kobieta zadzwoniła godzinę wcześniej, to spokojnie bym zostawiła pianino na Foksal, a nie woziła je do Michałowic na złamanie karku. Dlaczego ludzie są tacy nieodpowiedzialni?
Jest jednak jeden wielki pozytyw z tej całej sytuacji: harcówka jest czysta. Czuję to na swoich plecach do tej pory. Żeby uwiecznić ten fakt, zamieszczam piosenkę z filmu "Zaczarowana", który obejrzałam wczoraj wieczorem dla odprężenia.
Zapewne nie będę miała czasu napisać czegokolwiek przez kilka dni, więc powiem, że czeka mnie pracowity, śpiewający weekend i cóż, I'm lovin' it ;)

Komentarze

Karolina, chciałam Cię zaprosić na mój nowy blog:

http://niemiecki-po-ludzku.blogspot.de/