W najwyższej komnacie, w najwyższej wieży.
W mojej wieży, do której wchodzi się po kręconych schodach, odwiedzili mnie goście. Trochę ścięte sufity i drążek w łazience, który Ula zawiesiła na niebezpiecznej wysokości dały im się we znaki, ale nie porozbijali sobie głów. Tylko ja rąbnęłam się w sufit, bo spałam po innej stronie, niż zwykle. To takie sympatyczne, że każdy, kto przyjeżdża, mówi, że u mnie jest ładnie. Niezupełnie u mnie, bo to nie jest moje, ale ma klimat to mieszkanie na poddaszu.
Czekam na zdjęcia z sobotniej sesji "Blądynki fcale niesom gópie". A tymczasem, dla odprężenia po poważnym weekendzie, piosenka ze świeżo obejrzanej disneyowskiej bajki "Zaplątani".
Zima się zbliża do nas i chyba niektórzy chcą przed nią uciec, więc wylatują na antypody. Nie nadążam za niektórymi zmianami.
Chciałam coś powiedzieć, coś wykrzyczeć, ale chyba wystarczy jedno słowo: granda. Chyba, że znów mi się przywidziało...
Komentarze