Jak rozebrać SE
Ciąg dalszy wydarzeń z pechowego dnia. Postanowiłam zająć się moim zalanym telefonem, a raczej zawilgoconym wyświetlaczem, który po deszczowej przeprawie zdobył brzydki zaciek. Podzieliłam się swoimi zmartwieniami z niejakim Tygrysem i podsunął mi powyższy filmik. Była to woda na mój młyn małego odkrywcy. Na powyższym filmiku macie zilustrowane, co się stało z moim telefonem wczorajszego popołudnia. Ja jednak poszłam dalej i dotarłam do wyświetlacza. Kolumb, odkrywając Amerykę, nie mógł być bardziej zafascynowany, niż ja, kiedy zobaczyłam te zawilgocone folijki. Przetarłam je pieczołowicie i poskładałam cały aparat. Jednak po złożeniu okazało się, że coś musiałam przeoczyć i wyświetlacz przestał działać zupełnie.
Znajomy pocieszał mnie mówiąc, że może musi porządnie wyschnąć przez tydzień i zaofiarował mi telefon zastępczy, Nokię E51. Nie jest zła, jest funkcjonalna, ale brak w niej zupełnie artyzmu i nowoczesności, który był w SE. Co z tego, że ma WiFi i GPS. Ale aparat 2.0 nawet nie wyciągam, mozolę się z napisaniem smsa. w którym nie mogę wstawić żadnego obrazka i nawet nie mam jak wgrać ulubionych dzwonków, bo nie mam kabla. Tęsknię za moim starym telefonem, nawet za jego zdezelowaną wtyczką do ładowania, zepsutym przyciskiem głośności i małą uporczywie świecącą diodą na panelu dotykowym aparatu. Ten telefon miał duszę. Jeśli nie powstanie z martwych po tygodniu, będę zmuszona wysupłać jakieś oszczędności i sprawić sobie nowy, co po 4 latach użytkowania go musi i tak kiedyś nastąpić.
W najbliższy weekend próba All4Him i gorączkowy tydzień przygotowań (załatwianie noclegu, obiadu, instrumentu, sprzątanie harcówki po remoncie i inne atrakcje) znajdzie swój finał.
Komentarze