Translate

A to feler - westchnął seler.

Czasem jedna rzecz i już wiesz, że ten dzień będzie do kitu. Dzisiejszy dzień zaczął się od smsa: "Niestety muszę odwołać dzisiejsze i jutrzejsze zajęcia. Wyjaśnię wieczorem. M." Mam te zajęcia co dwa tygodnie, a i tak przepadły... Potem, z racji nadmiaru wolnego czasu, pojechałam odebrać naszywki i przy okazji na zakupy do Tesco. Jadąc rowerem powtarzałam sobie, że jestem szczęśliwą (inaczej błogosławioną), niezależną kobietą, która sama się utrzymuje, mieszka w apartamencie na poddaszu, gotuje to, co lubi i z racji życia w pojedynkę nie zawraca innym głowy swoimi problemami, tylko się modli. Te pobożne rozmyślania nie wystarczyły mi na długo. Chyba dostałam w sklepie jakiejś zaćmy, gdyż, o zgrozo, nie wiem, jak to się stało, ale wydałam na zakupy dwa razy więcej, niż zwykle... Powrót w siąpiącym deszczu z zakupami i pięciokilowym proszkiem do prania był smętnym konduktem pogrzebowym. Zakupy ciążyły mi w koszyku i na sumieniu...
Pyszne kotleciki z bakłażana poprawiły mi na jakiś czas humor, chociaż nie bardzo mi wyszły, ale może dlatego, że robiłam je pierwszy raz. Nie mam swojego zdjęcia, ale te wyglądają podobnie. Robi się bardzo prosto: obtacza w jajku z przyprawami i bułce tartej i smaży na patelni. Doradzają różni fachowcy na stronach internetowych, żeby posypać je solą i potem odsączyć, bo inaczej będą piły olej. Nie zważałam na to i faktycznie, były trochę tłuste. Ale na taką pogodę to może lepiej coś nasyconego zjeść.

 
Na zajęciach z pianina zasypiałam nad klawiaturą, a mały Maks rozwalał mnie zupełnie swoim totalnym nieprzygotowaniem. Zuzia grała dzielnie, jak zawsze wzorowa, ale też deszczowa pogoda wywoływała u niej niekontrolowane ziewanie. Kiedy już wychodziłam, mama dzieci zaproponowała mi, że pożyczy mi parasol, bo leje, ale Kika-chojrak odpowiedziała: "a po co mi jakiś parasol, przecież mam kaptur". Bardzo szybko okazało się, że to był błąd... Tłumy kibiców ciągnęły na Stadion na mecz Polska-Anglia w strugach deszczu, a autobusy i tramwaje jeździły mocno spóźnione. Po naszym spotkaniu kadry powlokłyśmy się z Domi na tramwaj, ale ponieważ nie jechał przez kilka minut, ruszyłyśmy na autobus. W rezultacie zwiał nam i autobus, i tramwaj, a po ulicach płynęły już strumienie wody... W międzyczasie Domi wyznała o tym, jak na ich trening przyszła Kayah i jak zrobili sobie z nią zdjęcie :P do kolekcji spotkań ze sławnymi osobami dołączył Adam Ferency na dworcu WKD...
Nasze kurtki i buty można było już wykręcać. Ale jeszcze czekała mnie podróż rowerem z przemokniętym siodełkiem do domu. I kiedy pędziłam jak wicher, spadł mi łańcuch... Więc znowu powlokłam się zrezygnowana przez deszcz...
Na miejscu okazało się, że moja torba z książkami też jest zalana, telefon zalany, a próba wysuszenia telefonu skończyła się spaleniem suszarki... Aaaaaaa!
Ale nie, nie denerwujemy się. Przecież nawet taki nieudany dzień nie jest tego wart. Poza tym niedługo się skończy.
Żeby jeszcze zamknąć wątek kulinarny w tym poście, polecam zastosowanie mrożonej startej cytryny do różnych potraw. Więcej informacji na blogu kulinarnym Natalis.
A zatem...


Dobrej, suchej nocy.

Komentarze