Beatlesi i czekolada Studentska, czyli majowa wyprawa zagraniczna
Bardzo wycieczkowy ten weekend majowy :) Dzisiaj rano wyruszyliśmy na wycieczkę do Słowacji. Do granicy mamy całkiem niedaleko. Obraliśmy kierunek na Bardejov i jechaliśmy trasą przez Duklę, Krempną, przejście graniczne przez przełęcz Beskid i dalej drogą przez Zborov do Bardejova.
Już sama droga do granicy przez lasy była malownicza. Wjechaliśmy w Beskid Niski, w obszar Magurskiego Parku Narodowego, tereny niemal wyludnione, gdzie można jeszcze spotkać pasące się owce i krowy na wielkich halach. Coś pięknego :)
Przejeżdżając zaledwie kilka kilometrów od granicy trudno było uwierzyć, że jesteśmy w innym kraju, ponieważ krajobraz niewiele się zmienił. Ale im dalej, tym bardziej widziało się, że Słowacy inaczej gospodarują. Widzieliśmy podobnej wielkości domy usytuowane w jednolitym porządku, różniące się co najwyżej kolorami. Nie było konkurencji w wielkości i bogactwie, jak to widać na wsiach w Polsce.
Bardejov to miasteczko ze średniowiecznym rynkiem, do którego wyprawia się sporo Polaków. W sklepach można się swobodnie porozumieć.
Prawie jak w Toskanii ;) mury obronne miasta.
Ciekawostka: w Bardejovie można spotkać słowackie napisy wykonane gotykiem.
Bazylika czy też katedra św. Idziego.
W jej pobliżu ciekawe miejsce: ulica Johna Lennona i mały parczek z kamieniami pamiątkowymi ku czci Beatlesów ;)
"You may say I'm a dreamer, but I'm not the only one."
Ja z tatą zwiedzaliśmy i robiliśmy zdjęcia, mamy cel był zupełnie inny. Dostała kiedyś od sąsiadki czekoladę "Studentska" z bakaliami i owocowymi żelkami i postanowiła, że wybierze się sama na Słowację i kupi sobie własną :) oczywiście była w każdym sklepie, w różnych smakach, więc każdy wybrał sobie swoją tabliczkę w ulubionym smaku. Jest naprawdę inna niż wszystkie :) do tego znaleźliśmy tanie i smaczne pasztety sojowe, tzw. pomazanki.
Z Bardejova pojechaliśmy drogą powrotną przez Zborov. Tam znajdują się ruiny średniowiecznego zamku. Wspinaczka była niełatwa, głównie z tego względu, że nie poszliśmy głównym szlakiem, tylko na przełaj przez las. Było to tak strome podejście, że górka w Zaborowie się nie umywała :P
Tata był załamany stanem ruin. "Jakbym ja miał pracować przy restauracji tego zamku, chyba bym się załamał. Załatasz kilka kamieni i nawet nie widzisz różnicy. Toż to niekończący się remont." :P
Wyszliśmy najwyżej, jak tylko się dało i ile pozwalał mamy lęk wysokości. Widoki były imponujące.
Przed wejściem znajduje się puszka na datki dla tych, co chcieliby wesprzeć remont zamku. Nie wiem, ile im to zajmie, bo budowla jest naprawdę ogromna.
W drodze powrotnej przez Polskę napotykaliśmy takie oto tabliczki. Niestety żadnego wilka ani niedźwiedzia nie zobaczyliśmy. Może następnym razem o innej porze dnia? :)
Komentarze