Jak oddałam poszukiwanie pracy w dobre ręce
Wraz z końcem maja skończyły się moje poszukiwania pracy. Wysłałam CV do mnóstwa firm w Warszawie i Berlinie (tam też rozważałam pracę), byłam na kilku rozmowach, odbierałam sporo telefonów. Byłam sprawdzana z umiejętności niemieckiego i angielskiego, pytano mnie o standardowe rzeczy związane z moim doświadczeniem, umiejętnościami, zainteresowaniami. Wszystkie te rozmowy były bardzo sympatyczne i chyba na żadnej się specjalnie nie stresowałam. Mi zależało na znalezieniu pracy dobrej dla mnie, im na znalezieniu dobrego pracownika, więc nasze interesy były wspólne, a rozmowy nastawione na poznanie się wzajemnie i uzgodnienie tych interesów. Ostatecznie to oni mają trudny wybór, żeby z tej masy ludzi wybrać najlepszych, więc ani się zbytnio nie zachwalałam, ani nie nastawiałam na żadne stanowisko.
W międzyczasie zmieniało się też moje nastawienie do co pracy. Na początku myślałam o znalezieniu pracy na pół etatu, żeby móc kontynuować uczenie. Kiedy jednak w maju dzieciom zaczęły się zielone szkoły i każdego tygodnia przepadało kilka zajęć, pomyślałam, że może to wcale nie jest taka pewna inwestycja i może lepiej pomyśleć o czymś konkretnym. Zaczęłam się orientować, jakie są możliwe stawki, jakie mogę mieć benefity. Po rozważeniu sprawy z uczniami postanowiłam skoncentrować się na pracy na pełen etat z umową o pracę.
Ponieważ wszystkie oferty były do siebie dosyć podobne i nie wiedziałam, która będzie dla mnie najlepsza, pozostawiłam wybór poza mną. Modliłam się o odpowiedź w sprawie pracy do końca maja i postawiłam jasne kryterium. Za każdym razem wspominałam o swoich przekonaniach religijnych i dyspozycyjności w piątki w miesiącach zimowych, kiedy szabat rozpoczyna się wcześniej (zachody słońca w zimie od listopada są o 16 i wcześniej, to trwa mniej więcej do połowy stycznia). Z tego powodu w kilku miejscach zrezygnowano z mojej kandydatury, bo godziny pracy były dosyć sztywne. W innym namawiano mnie na dalszą rekrutację i pytano, czy to rzeczywiście przemyślałam. Kiedy pod koniec maja posypały się odpowiedzi, w większości odmowne, wiedziałam już, że ta jedna firma, która się na mnie zdecydowała, jest właśnie tą odpowiednią. Nie wiem, czy przeczucia są dobrą rzeczą, ale już od samego początku, kiedy się tam pojawiłam pierwszy raz na rozmowie czułam, że to jest miejsce, gdzie chciałabym pracować.
Kilkakrotnie już przechodziłam proces rekrutacyjny i właściwie nie mam żadnej recepty na to, jak dobrze wypaść na rozmowie i zdobyć pracę. Istnieje mnóstwo poradników i zaleceń, jak się zachowywać, jak się ubrać, o czym mówić, a o czym nie mówić podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Owszem, są to pomocne porady, ale im więcej ich czytasz, tym bardziej jesteś zdezorientowany. Moją jedyną metodą podczas rozmowy było po prostu bycie autentycznym i jasnym w prezentacji siebie, otwarta i szczera rozmowa, nie kreowanie wizerunku kogoś, kim się nie jest. Możesz ubrać się nie wiadomo jak i umalować jak na ślub kuzynki, możesz zgromadzić mnóstwo referencji i starać się uchodzić za kogoś mądrzejszego, niż jesteś, ale to są tylko ludzkie środki, które albo zadziałają, albo nie. Moje doświadczenie pokazuje mi jedno: jeśli powierzasz znalezienie pracy Bogu, to nie masz się czym martwić. To On wie, gdzie będzie dla ciebie najlepiej, gdzie się rozwiniesz i zdobędziesz to, czego aktualnie potrzebujesz do życia i szczęścia, a także gdzie On cię aktualnie potrzebuje, aby przez ciebie przynosić błogosławieństwo ludziom. Jeśli szukasz pracy z Bogiem, to będziesz szczęśliwy wszędzie; jeśli bez Niego, to jesteś zdany tylko na siebie.
W tym tygodniu wypełniam dokumenty i załatwiam badania lekarskie. Zaczynam od poniedziałku!
Komentarze