Translate

Trawnik z podpisem






Mama chyba telepatycznie wyczuła moje wołania o zajęcie, bo dzisiaj dostałam bojowe zadanie skoszenia trawnika. Jak widzicie- jest ogromny. Na szczęście kosiarka miała napęd na tylne koła, bo padłabym ze zmęczenia po pierwszych metrach kwadratowych. Ale dziarsko wyszłam, przyodziana w strój kąpielowy, kapelusz i słuchawki, nasmarowana oliwką do opalania i przez trzy południowe godziny spacerowałam tam i z powrotem, przytrzymując podrygującą kosiarkę, a niekiedy ją popychając. Po skończonej pracy (na dzisiaj, pozostało jeszcze więcej niż połowa), machnęłam swój podpis na trawniku, czmychnęłam przed burzą do domu i odszorowywałam się z koszmarnego brudu, ale nie za mocno, bo oczywiście spaliłam sobie plecy. Słońce wypaliło mi podpis, który będę czuła przez całą noc. Tak to jest, jak się nie zabierze porządnego kremu do opalania. Ale taką robotę nawet lubię, bo widać efekty. 
W domu zjadłam kukurydzy za cały rok, w ogóle masę warzyw o jakości, o jakiej w Michałowicach mogę tylko pomarzyć. To jest wielki plus mieszkania na wsi i posiadania swojego ogródka. Podziwiam moją mamę, że ciągle daje radę. 
Aa, lody truskawkowo-bananowe były pyszne. Tak to można odpoczywać :)

Ps. Znowu przekroczyłam 500 w postach. Ale to się nie liczy, bo i tak co jakiś czas kasuję...

Komentarze