Bitter sweet Apple.
Poznajecie to magiczne pudełko? Od wtorku należy do mnie :) zrealizowałam zatem niezrealizowany plan sprzed półtora roku, kiedy kupowałam pierwszy telefon dotykowy i kiedy Rozum zmęczony moimi rozterkami powiedział, że najlepiej byłoby, gdybym kupiła iPhone'a i wtedy wybór byłby prosty. Dojrzewałam do tego kroku i w końcu moje oszczędności też dojrzały. Śledziłam aukcje allegro przez kilka tygodni, porównywałam ceny, w końcu wybrałam się do komisu na Metrze Centrum, bo nie lubię kupować w ciemno. Pan miał na stanie kilka egzemplarzy iPhone 4s w kolorze białym (miałam już dość czarnych telefonów, chciałam coś dla kobiety). Po krótkiej konsultacji z dwoma użytkownikami Apple'a: Rozumem, który zasiał wątpliwości co do oryginalności produktu, a następnie z Tomkiem, który je rozwiał, nabyłam jeden z nich. Tego dnia byłam z Domi w kinie, więc zdążyłam go jedynie rozpakować i sprawdzić, czy działa. Dalsza konfiguracja zajęła mi kilka dni.
Wtorek, dzień pierwszy
Pierwsza trudność pojawiła się z zainstalowaniem karty SIM. Okazuje się, że iPhone jest jednolitą całością i nie pozwala na grzebanie w jego wnętrznościach, nie ma możliwości wyciągnięcia baterii, a klapka do wsunięcia karty SIM znajduje się z boku urządzenia. Wujek Google Dobra Rada poinformował mnie, że należy użyć karty MikroSIM, można ją przyciąć za 5 zł w dowolnym sklepie z telefonami. Postanowiłam zrobić to następnego dnia po pracy.
Środa, dzień drugi
Niestety rada z przycięciem karty w komisie okazała się chybiona, iPhone nie wykrywał karty. Ale odkryłam sposób, jak używać kluczyka do otwierania klapki: trzeba mocniej nacisnąć. Wracając do domu spotkałam mojego sąsiada, który doradził mi, żeby udać się do salonu Play i poprosić o nową kartę.
Czwartek, dzień trzeci
Po wielokrotnych próbach uruchomienia poddałam się i poszłam do salonu. Liczyłam na miłą panią, która wykaże zrozumienie dla dylematów blondynki, ale trafił mi się przystojniak z włosami na żelu, opalony jak młody bóg, przy którym czułam się zagubiona jak dziecko we mgle. Z całkowitym jednak profesjonalizmem skonfigurował mój telefon, wręczył mi nowiutką kartę MikroSIM i życzył miłego użytkowania. Wgrałam kontakty dzięki iTunes i zaczęłam korzystanie.
Piątek, dzień czwarty
Wolne popołudnie spędziłam na personalizowaniu telefonu. Tutaj moja artystyczna natura natrafiła na systemowe ograniczenia. iPhone jako telefon przeznaczony do użytkowania od momentu włączenia zakłada, że im więcej opcji wyboru, tym trudniej jest go użytkować, więc uprościł wszystko do jednego stylu. Nie ma też dodatkowego menu ustawień, jak to było w androidzie. Konfiguracja wyglądu ogranicza się zatem do wyboru tapety. Na szczęście można załadować własne.
Dzwonki w iPhone to też temat ciężki do przejścia. Nie można ustawić dzwonka z muzyki w telefonie, muszą to być pliki w określonym formacie i oczywiście wgrane przez iTunes. Znalazłam jednak kilka poradników tu i tu i załadowałam dźwięki. Od razu raźniej, jak słyszę moje ulubione "Hello" The Baseballs :)
App Store, czyli sklep z aplikacjami to kolejna zabawa, ponieważ wszystkie wypróbowane aplikacje z androida trzeba szukać od nowa. Niektóre z nich niestety nie można zdobyć w wersji darmowej, jak np. Jak dojadę czy Biblia z polskimi przekładami. Ale iMessage, czyli możliwość wysyłania smsów przez sieć do użytkowników Apple w ramach transferu danych to fantastyczna opcja :)
Pomimo tych przejściowych trudności cieszę się z mojego nowego telefonu, bo jest piękny i chodzi jak żyleta :) pozostaje tylko kupić do niego ładną obudowę i można szaleć :D
Komentarze