Translate

Curriculum vitae, czyli kim tak naprawdę jestem

Pisane jakieś 8 lat temu. Od tamtego czasu chyba niewiele się zmieniło... no, może trochę okoliczności, maturę mam dawno za sobą, teraz w perspektywie mam obronę pracy magisterskiej i dyplomy w szkole muzycznej. Ale dylematy niemal podobne...




„Chodź, Człowieku, coś ci powiem...”

A kim ty właściwie jesteś?
Co masz mi do powiedzenia?
Co takiego cię spotkało, że możesz o tym mówić? Jaki ty jesteś?


Kim jestem?
Dlaczego jestem?
Jaka jestem ?


Jestem obywatelką kraju nad Wisłą.
Nieodrodną córką moich rodziców, mieszkanką małego, drewnianego domu na wzgórzu. Moje pochodzenie jest podobne do wielu innych: zostałam urodzona siłami natury i figuruję pod nazwą „pokolenie Czarnobyla”. Siedem lat mojego dzieciństwa spędziłam na walizkach, przenosząc się z jednego zatłoczonego miasta do drugiego. Można powiedzieć, że moja stabilizacja trwa już od dekady. Prawdę mówiąc, na tej ziemi nic nie może być w pełni ustabilizowane.

Obecnie jestem na etapie ciągłej edukacji. Mam w perspektywie maturę i przyszłe studia, o których staram się na razie nie myśleć. Prowadzę mocno zredukowane życie towarzyskie ze względu na obowiązki szkolne i naukę. Mój tzw. czas wolny poświęcam na przeczytanie kolejnej lektury albo uporządkowanie pomocy naukowych.
Co to znaczy mieć czas dla siebie? Nie wiem. Już zdążyłam zapomnieć.

Moje otoczenie zaszufladkowało mnie jako „chodzącą encyklopedię” bądź „komputer” - przez tych bardziej nowoczesnych. Jestem traktowana jak bank potrzebnych informacji, dostępnych po naciśnięciu guzika. Nieprzyjmowane jest do wiadomości to, że komputery są zawodne i muszą też robić przerwy. Stałam się automatyczną sekretarką, podręcznym translatorem polsko-niemieckim, angielsko-polskim i vice versa, notatnikiem do ważnych spraw, kalendarzem ważnych terminów, maszyną do pisania, kompendium wiedzy z różnych przedmiotów, podręczną bazą danych, słownikiem ortograficznym i wyrazów obcych. Dla potrzebujących przeobrażam się w żywą „pomoc naukową”. Mam wbudowaną funkcję selekcjonowania informacji, a w pakiecie dodatkowym dołączony jest odtwarzacz płyt i kaset audio, nie mówiąc już o licznych programach muzycznych.
To zadziwiające, jak wiele potrafi ludzki mózg !

* * *

Duże, szare krople deszczu spływały powoli po szybie.
Właściwie, dlaczego by ich nie policzyć? W końcu i tak to jedyne zajęcie, żeby móc spokojnie porozmyślać. Rodzice pojechali. Lekcji - o dziwo! - żadnych. Telewizja - ileż można oglądać. Gdyby było ciepło, można by wziąć rower, pojechać gdzieś, do upadłego uganiać się za uciekającym cieniem, walczyć z tym niepoprawnym wiatrem, który nie-miłosiernie targa włosy. Gdyby było.... ale nie jest. I nic nie pomaga świadomość, że jest wrzesień, że gdyby nie ten deszcz, to cały las rozbłysnąłby wszystkimi barwami jesieni, że jeszcze będzie ciepło i wszystko się zmieni. Bo jak tu wierzyć w zmiany, kiedy prawdziwie listopadowa aura ogarnia przestrzeń za oknem, a ten nastrój udziela się także Człowiekowi, którego natura obdarzyła skomplikowanym instrumentem empatycznego odczuwania wahań pogodowych ?

* * *

Pesymistyczne myśli lubią obsiadać Człowieka wtedy, gdy się nudzi. Wtedy siada gdzieś w kącie i użala się nad sobą. Narzeka na pogodę, na samotność, która każdego spotyka, na własne kłopoty. Bywa, że Człowiek, który nawet wśród ludzi czuje się samotny, mówi sam do siebie. Pewnie dlatego, że musi głośno uporządkować myśli, które mu krążą po głowie. Nie ma z kim o tym porozmawiać, z rodzicami się wstydzi, koleżanki z klasy zbyt dalekie, list do przyjaciółki napisany i pozostaje tylko długie oczekiwanie na odpowiedź, która wcale nie jest odpowiedzią na pytania.
Sterta niepoukładanych myśli rośnie. Sprawy dalekiej przyszłości połyskują tajemniczym światłem, niczym latarnia morska i ciemną nocą dają o sobie znać. Kiedy jest dzień, mający swoje zmartwienia, zapomina się o tym uporczywym świetle; ono powraca, gdy wieczorami Człowiek rozmyśla, co będzie jutro. Zwykłe szkolne sprawy: matura, studia, życie.
I co dalej ?

* * *

Dlaczego ten deszcz tak ciągle pada? Lubię deszcz, lubię go, gdy siedzę z rodziną w kuchni, każdy zajmuje się swoimi cichymi sprawami, mam świadomość, że na piecu stoi pyszny obiad, a w domu jest ciepło i świeci światło nad stołem. Najczęściej wtedy czytam jakąś książkę, przekąszając co nieco. Takie są też długie, zimowe wieczory, gdy nikt jesz-cze nie chce iść spać.
Kiedy tak usilnie dążę do bezpieczeństwa i ciepła domowego ogniska, odnoszę wrażenie, że powoli się starzeję.


* * *

Ktoś napisał: „Światem rządzi wyobraźnia”.
Kiedy to czytam, czuję, że napisał to dla mnie. W moim wnętrzu są dwa różne światy, które się wzajemnie przenikają. Jeden to świat realny: szkoła, dom, ludzie, sprawy, zajęcia, wydarzenia. Drugi to świat mojego umysłu: niezbadany przez nikogo do dna jak Rów Mariański. Zanurzony w marzeniach, wyobrażeniach, przeżyciach i uczuciach. Świat, w którym nic nie jest do końca rzeczywiste, ale osnute mgiełką tajemnicy. Świat zmyślony, nierealny, a jednak dominujący nad światem rzeczywistym i jednocześnie współgrający z nim.

* * *

To nie do wiary, jak wiele potrafi zdziałać wyobraźnia. Otacza moje kłopoty i wmawia mi, że ich nie ma. Jeśli nie mam wpływu na przykre wydarzenia, wyobraźnia przekonuje mnie, że to się samo rozwiąże. Jestem w stanie uwierzyć w różową rzeczywistość i pozbyć się dręczącej myśli o problemach.
Gdyby istniała rzekoma „siła umysłu” i ja byłabym jedyną osobą na świecie, która by ją posiadała, stałabym się najszczęśliwszym Człowiekiem.
A przy okazji świat byłby najszczęśliwszym światem.


* * *

Nie potrafię żyć bez wymyślania niesamowitych historii. Kiedyś, gdy bardzo dokuczała mi samotność, przyśnił mi się Człowiek, który nigdy nie istniał, ale on stał się moim przyjacielem. Stworzyłam mu kolegę, który posiadał cechy mojego ideału i oni dwaj, chociaż tak naprawdę nie mieszkają w pobliżu mnie, istnieją w mojej wyobraźni. Są moimi idealnymi przyjaciółmi, mają swoje przeżycia, zainteresowania, problemy i razem ze mną próbują przejść przez ten trudny okres zwany wkraczaniem w dorosłość. Cenię ich za to, że kiedy potrzebuję kogoś do pomocy, to zawsze mogę o nich pomyśleć, nie jestem sama.

W życiu bywa różnie. I to jest, niestety, wada świata wyobrażonego: z trudem odrywamy się od niego do twardej, brutalnej i nieobliczalnej rzeczywistości. Mamy idealnych przyjaciół, ale w prawdziwym życiu nie tak łatwo o przyjaciela; rozwiązujemy w myślach problemy, lecz tak naprawdę one nas przerastają; wymyślamy romantyczne historie ze szczęśliwym zakończeniem, ale nie możemy przewidzieć, co przyniesie nam jutro. Zanurzamy się w powieściach o miłości, filmach o miłości, tęsknimy za miłością, uczuciem i stałością, ale przerażają nas trudności, które stawia życie, aby zabić miłość. Dążymy do szczęścia, ale prawdą jest, że trzeba je wypracować.

Lecz czym byłby świat bez marzeń, bez ideałów, bez nadziei na rozwiązanie problemów?
Czy bylibyśmy w stanie na takim świecie żyć?
Czy taki świat mógłby dalej istnieć?

*
*
*
*

Komentarze

Anonimowy pisze…
Podoba mi się Twój post, Kiko, bardzo ;) Znaczy, że nie jestem aż tak dziwna :P I ciekawe, że większość społeczeństwa rzeczywiście traktuje mnie jak słownik angielski, francuski, encyklopedię, terminarz i ściągę z matematyki :P