Translate

Buchhaltung und Administration.


Wiadomość z dzisiaj: mam nową pracę :)
Nie opowiadałam o tym zbyt wielu osobom, tylko kilku, bo nie wiedziałam, czy cokolwiek z tego wyniknie, ale dzisiaj mogę napisać, jak jest, bo mam Dienstvertrag, czyli umowę zlecenie na czas nieokreślony w niemieckiej firmie Fair Care z siedzibą w Polsce :)
Wysyłałam jakieś 2 tygodnie temu, jak byłam jeszcze w domu w Wojkówce, cv do różnych firm, bo w zasadzie szukam cały czas pracy na etat. Trafiło sie ogłoszenie jakiejś niemieckiej firmy z siedzibą w Warszawie, szukali kogoś do biura. Wysłałam zatem CV po niemiecku. Potem wróciłam do Warszawy, no i zaczęły się rozdzwaniać telefony z korepetycjami, bo mam ogłoszenie na portalu. Codziennie ktoś dzwonił, czasem mogłam odebrać, czasem nie i jakiś dziwny numer kilka razy dzwonił, ale tak się złożyło, że jakoś ani razu nie odebrałam ani nie oddzwoniłam. W piątek dostałam maila, napisał go człowiek z tej niemieckiej firmy, że próbowali się ze mną skontaktować, ale nie mogli, prosił, żebym dała znać, czy nadal jestem zainteresowana, podał nr. Ja patrzę, a to ten dziwny numer, co do mnie kilka razy dzwonił, a ja nie odebrałam. Nie skojarzyłam prefiksu niemieckiego. Odpisałam, bez jakichś większych nadziei, że się odezwą, na pewno mieli więcej chętnych, niż tylko taką nieogarniętą mnie, co nawet telefonu nie umie odebrać. A jednak w poniedziałek na początku tego tygodnia zadzwonił pan Robert, tym razem zapisałam sobie numer i odebrałam. Pomimo stresu i mojego niewprawnego niemieckiego pogadaliśmy, pogadaliśmy i umówiliśmy się na środę w biurze na Bemowie, żeby zobaczyć, co i jak. 
Opowiedziałam tę całą historię Areczkowi. Nie wiem właściwie, dlaczego jemu, może dlatego, że Areczek jest pasjonatem swojego zawodu, ma ogromny pęd do zdobywania nowych kwalifikacji i zaraża tym podejściem innych, więc znaleźliśmy wspólny temat. Przed wyjazdem do Warszawy byłam niepewna, co mnie tam spotka, powiedział mi wtedy wiele zachęcających słów i popatrzyłam na swoją pracę z innej strony, jak na wyzwanie i sposób do zdobycia środków oraz czasu na realizację innych pasji. Potem z kolei ja znalazłam pewne inspirujące myśli, podzieliłam się z nim i podziękował mi za nie, mówiąc, że właśnie tego potrzebował. Kiedy usłyszał historię o niemieckiej firmie, oczywiście zareagował entuzjastycznie: "skoro złożyłaś tam cv, to znaczy, że chcesz tam pracować, czyli nic nie stoi na przeszkodzie :P " Ja nie mogłam jednak pozbyć się obaw. Boję się dużych firm, tam wszyscy są obcy, nikt się nie zna, ludzie kombinują za plecami szefa, wychodzą na papierosa, piją kawę, a ja nic z tych rzeczy nie robię, więc wyjdę na kapusia. Już same słowa "biuro", "firma" brzmią tak poważnie. Inaczej jest, jak wchodzę do mojej szkoły: wita mnie świstak, który za mną gwiżdże, na schodach poustawiane są pluszowe misie, a na korytarzu stoi regał z książkami, prawie wszystkie czytałam w dzieciństwie. Pamiętam, jak pierwszy raz tam weszłam na rozmowe, czułam się od razu jak w domu. Areczek jak to usłyszał, uśmiał się i powiedział zupełnie, jak Rozum: "Bo misie na schodach... Można i tak :P "
Kiedy nadeszła środa, stres oczywiście był, przyjechałam wcześnie, bo nie byłam pewna funkcjonowania autobusów stołecznych w tym kierunku. Droga okazała się szalenie prosta, pół godziny jazdy autobusem od WKD Raków, firma okazała się nie taka straszna, jak myślałam, mieści się w jednym mieszkaniu, przynajmniej biuro w Warszawie, nie wiem, jak w Berlinie ;) są też misie, aby tworzyć domową atmosferę: kubek z Kubusiem Puchatkiem i dwie sympatyczne panie w drugim pokoju :) Po krótkim przeszkoleniu i sprawdzeniu tego, co potrafię, zdecydowano, że jestem najszybsza z kandydatów, jeśli chodzi o wprowadzanie danych, poprosiłam o czas do namysłu do końca dnia. Naradziłam się z mamą, przemyślałam i przekalkulowałam czas pracy i odpowiedziałam. 

Dzisiaj był mój pierwszy dzień. Na umowie mam napisane specyfikę pracy: "Buchhaltung und Administration". Brzmi szumnie, ale nie jest to typowa księgowość, bardzo uproszczona, polega głównie na monitorowaniu wpłat od klientów, wystawianie rachunków, zatwierdzaniu rozliczeń pracowników i proste rozmowy kwalifikacyjne. Będę miała żmudną, tabelkową robotę z rachunkami, ale maksymalnie 4 h dziennie, od 9 do 13. Przez resztę dnia mogę mieć swoje zajecia z niemieckiego, śpiewu i pianina. Chyba zacznę doceniać te bardziej kreatywną umysłowo część dnia ;) wczoraj po jednej lekcji śpiewu i gry, naprawdę przyjemnej, aż nie chciało się jej kończyć, dostałam olśnienia, że taka praca to nie praca, to pasja :) 
Bardzo miło jest wiedzieć, że Bóg tak układa drogi i zapewnia utrzymanie. Starczy na pewno na ubezpieczenie i rachunki i jeśli popracuję jak najdłużej, to będzie praca w wakacje :)


Komentarze