Poczekajka
"Bądź sobą, a zwłaszcza nie udawaj uczuć. I nie bądź cyniczna wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań, ona jest wieczna jak trawa."Pobyt w domu w Wojkówce przedłużył mi się trochę, niż to początkowo planowałam. Wczoraj rozłożyło mnie coś grypopodobnego, że nawet nie miałam siły chodzić po domu, więc wyjazd w piątek do Warszawy okazał się niemożliwy, a na zajęcia do Podkowy - czystą abstrakcją. Cóż było robić? Trzeba rozkoszować się czasem wolnym. Rozlokowałam się w łóżku, zajęłam pozycję półhoryzontalną w towarzystwie książki i zniknęłam ze świata żywych na dobre. Mama gotowała obiad, ja czytałam - czułam, jakbym znowu miała kilkanaście lat, wolne od szkoły i legalne wagary. Nie wiem, kiedy taki następny raz mi się trafi, więc chciałam go uwiecznić.
Desiderata
A co czytałam? A "Poczekajkę" Katarzyny Michalak. Podczas moich ostatnich empikowych wypraw wpadły mi w oko książki w zielonej okładce, ze zdjęciami wiejskiej chatki. Klimat wydał mi się pogodny i optymistyczny. Po raz drugi spotkałam się z nimi właśnie w domu.
Poczekajka to powieść wysnuta z marzeń i snów, spleciona z miłości i nienawiści, okraszona garścią humoru i doprawiona szczyptą magii. Znajdziesz w niej zarówno radość życia, jak odrobinę łez, które nadają mu smak. Jej lektura da Ci wiarę, że nie wolno tracić nadziei. Ani marzeń. Przenigdy.
Młoda pani weterynarz, niejaka Patrycja, wynajmuje kawalerkę na Żoliborzu, pracuje w klinice dla zwierząt, a w wolnych chwilach ucieka w świat marzeń i wróżb. W czasie weekendów robi wypady samochodem, próbując odnaleźć wymarzony domek i (przy okazji) wyczarować wielką miłość – księcia na białym koniu.
Przypadek prowadzi ją do Poczekajki – maleńkiej wioski koło Zamościa, będącej li tylko kropką na mapie. Opuszczone siedlisko nazywane przez miejscowych Chatką Wiedźmy do złudzenia przypomina to z sennych wizji. Patrycja porzuca miejskie życie, wprowadza się do domku i znajduje nową posadę – w zamojskim zoo. Czeka ją wiele perypetii: a to ze lwem, a to z pytonem, a to z brakiem praktycznie wszystkiego. Nie zabraknie też obiecanego księcia. Dziewczyna jeszcze nie wie, że prawdziwą miłość odnajdzie w kimś, kto księcia bynajmniej nie przypomina…
Moje prywatne wrażenia po przeczytaniu książki są następujące: spodobał mi się wątek spełniania swoich marzeń o własnym domu. Jakby nie było, jestem w tym samym wieku, co bohaterka książki, skończyłam studia i chciałabym mieć swój własny kąt, który mogłabym urządzić po swojemu, wypełnić swoimi ulubionymi książkami, płytami, meblami, świecami, postawić w nim kominek i fortepian i spędzić w nim jakieś kilkanaście lat, aż wyrosną dzieci, żeby im też, tak jak mi, pozostały wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa.
Trochę mniej spodobał mi się wątek o księciu z bajki... Tutaj zawsze są jakieś pułapki :P Co wam tu będę dużo mówić, sami wiecie, jak to w życiu jest: książę wcale nie okazuje się być księciem, tylko normalnym facetem z typowymi męskimi zachowaniami i o to w tym wszystkim chodzi, że trzeba go przyjąć w całości takim, jakim jest (chociaż są pewne naturalne ułatwienia: najpierw przyciąga nas magiczny magnes, zwany zakochaniem, a potem w sklejeniu tego pomaga magiczny klej, zwany miłością).
Dlatego, chociaż książka jest zabawna i sympatyczna, budzi moje zastrzeżenia natury logicznej... Ale może takie historie też się zdarzają ;)
Ślę buziaki z mojego zamku za siedmioma górami i siedmioma lasami. W moim pokoju na wieży jest jeszcze za zimno, żeby tam mieszkać, ale na lato znów będę księżniczką z wieży.
Ciao.
Komentarze