Translate

Bel canto.


Trzy dni czystej klasyki, czyli III Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Barbary Kostrzewskiej w Rzeszowie, 19-21 listopada 2009r.


Muszę powiedzieć, że było to dla mnie jedno z ważniejszych wydarzeń muzycznych, w jakich uczestniczyłam. Nie mam zwyczaju segregować koncertów na bardziej lub mniej prestiżowe, bo tak naprawdę muzyka jest dla mnie wyjątkowym przeżyciem, czy jest to koncert uczniów ze szkoły, czy koncert w filharmonii. Ale tym razem przeżyłam cały konkurs bardzo mocno, bo chociaż nie uczestniczyłam w nim w sensie rywalizacji, to byłam dość zaangażowana w jego przebieg.
Konkurs rozpoczął się we czwartek, tego dnia były pierwsze przesłuchania i tego dnia wybrałam się kibicować Oli oraz dziewczynom z naszej szkoły, Reni i Pauli. Miałam ze sobą nieodłączny dziennik pokładowy, żeby notować uwagi techniczne o śpiewie wykonawców i wszystko, co przeżywałam podczas ich występów. Po dwóch pierwszych umiarkowanie spokojnych występach panów (z pewnością zestresowanych rozpoczynaniem konkursu właśnie od nich) błyskawicznie szybko rozwinął się poziom konkursu. A trzeba przyznać, że był naprawdę wysoki i w wielu przypadkach wręcz zadziwiający, gdy spojrzało się do programu konkursowego i zerknęło chociażby na wiek uczestników (rozpiętość wiekowa wynosiła od 15 do 25 lat!). Zaskoczenie wywołały występy wielu siedemnastolatków, którzy pomimo młodego wieku wykazali się niezwykłą wrażliwością i dojrzałością muzyczną, o poziomie wykonawczym nie wspomniawszy. Właściwie już na tym etapie konkursu miałam swoją faworytkę. Nie jedyną, oczywiście, bo przy sporej ilości uczestników zaznaczałam gwiazdki, wróżąc im drugi etap, a nawet wyróżnienia i nagrody. Ale ta jedna była szczególna. O niej napiszę później.

W piątek nie mogłam się na notowaniu skupić, bo razem z Olą zapowiadałyśmy wykonawców i oczywiście kibicowałyśmy Madzi. Sporo bezimiennych (z racji obecności na sali uczestników) uwag padło podczas piątkowego seminarium, prowadzonego przez przewodniczącego jury,choćby o tym, jak dobór repertuaru odbił się na poziomie wykonawczym, bądź pozytywnie (dobrany do możliwości i wrażliwości wykonawcy), bądź negatywnie (znacznie przerastający możliwości wykonawcy, wybrany "na siłę", "pod publiczkę", żeby zrobić wrażenie na komisji). O tym, jak ważne jest zachowanie równowagi między cichym, słabo nośnym śpiewaniem a krzykiem, jak wielki wpływ na efekt wykonania ma psychika i niezwykle trafna uwaga o tym, że uprawianie sportu może wzmocnić psychikę.

Ominął nas także cały drugi etap konkursu, ponieważ odbywał się w piątek po zachodzie i w sobotę rano, jednak uwieńczenie konkursu w postaci sobotniego wieczornego koncertu laureatów nie mogło nas ominąć.

Nie sposób przedstawić tutaj wszystkich zapisków z dziennika, bo zanudziłabym was do reszty uwagami typu: "rasowy głos", "mało dźwięczne doły", "niezwykła muzykalność i genialna interpretacja" itp. a także zdecydowanie ciekawszych notatek z programu Oli (te wszystkie skojarzenia o ziarnie soi, pralce Zanussi i rysunki okularków informatyka ;)Może opowiem tylko o paru najciekawszych uczestnikach, którzy zwrócili moją uwagę i, jak się potem okazało, otrzymali wyróżnienia i nagrody.


* Zaskoczeniem była dla mnie Aneta, niepozorna dziewczyna w fioletowej sukni i w możdżerowskich okularach, która nauczyła mnie, że "pozory mylą". Wiecie, rasowe śpiewaczki mają trochę ciała, żeby mieć z czego wydobyć głos, a ona była zupełnym zaprzeczeniem tego stereotypu. Ale okazała się wokalnym Goliatem w ciele Dawida i arię starowłoską "Squarciami pure il seno" Vivaldiego zaśpiewała tak stylowo i z taką muzykalnością, że zakrólowała sceną. Jury doceniło ją, dając jej w ostatecznym etapie wyróżnienie. Chyba nie do końca była w stanie to psychicznie udźwignąć, bo podczas koncertu finałowego falowały jej nogi a jej twarz sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłakać. Ale dzielnie (tym razem bez okularów) opanowała wzruszenie i zaśpiewała arię "Va godendo" z opery "Xerkses".

* Patryk, niejaki uczeń prof. Jana Ballarina, przewodniczącego jury, utkwił mi w głowie dzięki pieśni "Stary kapral" i gromkim okrzyku "Naprzód wiara". Poza tym to bez szału, ale jury postanowiło go wyróżnić. Muszę jednak przyznać, że miał naprawdę imponujący bas.

* Paula, najkrótsza stażem z reprezentujących naszą szkołę wokalistek, niezwykle miła i skromna osoba, nie zawiodła mnie w wykonaniu "Polnej różyczki", a także urzekła publiczność w sobotni wieczór wdzięczną ariettą Oscara "Saper vorreste" Verdiego, udowadniając przy tym, że klasyka nie musi być trudna i niezrozumiała i wcale nie trzeba przytłaczać ludzi Szymanowskim, żeby zrobić dobre wrażenie. Wrażenie zrobiła także na jury, które ją wyróżniło, dodatkowo także za najpiękniejszy sopran ziemi rzeszowskiej.

* Poziom głośności w sobotnim koncercie wzrósł wraz z przekroczeniem bariery wyróżnień i wystąpieniem laureatki III nagrody, Agnieszki, która zaśpiewała arię "Il mio bel foco" oraz pieśń Szymanowskiego "Wysła burzycka". Tu muszę się jednak przyczepić: Szymanowski nie jest łatwo strawnym kompozytorem i nawet koneserzy ledwo sobie z nim radzą, dlatego na tym koncercie był zgrzytem. Poza tym myślę także, ze uczniowie szkół średnich nie są do niego dostatecznie dojrzali...

* No, tym razem wokalistka była odpowiednich rozmiarów, miała rasowy wygląd, klatkę piersiową suknię i naszyjnik. I kawał głosu, bo to przecież najważniejsze w tym wszystkim. Adriana, bo o niej mowa, z furią zaśpiewała na eliminacjach arię Vaganta z oratorium Judyta triumfująca, a na wieczornym koncercie nienaganną ruszczyzną zaśpiewała arię Parasji z opery "Jarmark soroczyński" Musorgskiego. Zasłużone II miejsce.

* And last, but not least - moja absolutna faworytka, zwyciężczyni I nagrody, Adriana Ferfecka. Z każdego ruchu, każdego słowa, każdej wyśpiewanej nuty przemawiała z niej prawdziwa artystka. I jak się dowiedziałam od koleżanek z muzyka, które ją poznały, ma również wyjątkową osobowość, co właściwie tak naprawdę decyduje o wartości artysty. Z prawdziwymi łzami w oczach wykonała w sobotni wieczór arię "Lascia ch'io pianga" (Pozwólcie mi płakać) oraz z niezwykle przekonywującym ruchem scenicznym i prześliczną dziewczęcością pieśń "Odejdź Jasiu od okienka". Jeśli dodam, że dziewczyna miała 17 lat i była bardzo drobna, to chyba nie będzie wątpliwości, że to rzadkie zjawisko. No i suknię miała przepiękną... Gorąco życzę jej najlepszej kariery :D

Na koniec mojego przydługiego sprawozdania (chyba coraz bardziej upodabniam się do taty, w budowaniu długich zdań i wyszukiwaniu skomplikowanego słownictwa:P) chciałam osobiście wyróżnić moje kochane wokalistki: Olę, Renię i Madzi, które chociaż nie zdobyły żadnej nagrody, ale pokazały na tym konkursie to, co najlepiej potrafiły i to, co im najpiękniej wychodziło.
I szkoda, że w tym roku kończę szkołę i że konkurs odbywa się co 2 lata...

***
I niech sobie mówią, co chcą, że śpiew klasyczny jest nudny, nie da się tego słuchać i w ogóle najgorsze okropieństwo, żeby nie użyć mocniejszych wyrazów. Dla mnie klasyka jest PIĘKNA i UWIELBIAM JEJ SŁUCHAĆ. Koniec, kropka.

Komentarze