Translate

Niby bezpiecznie, ale...




Serce: Nareszcie poniedziałek i można pójść do pracy :)
Rozum: No nie, to już zboczenie. Spróbuj wymówić to: "W wysuszonych sczerniałych trzcinowych szuwarach sześcionogi szczwany trzmiel bezczelnie szeleścił w szczawiu trzymając w szczekach strzęp szczypiorku i często trzepocząc skrzydłami".
Serce: Yy? Ok ;) wiesz, w tygodniu mniej się człowiek męczy, niż w weekend ;) przynajmniej u mnie tak jest. No nie... śnieg znów pada.
Rozum:  U nas deszcz marznący.
Serce: U nas dosypuje codziennie od kilku dni: co odśnieżą, to zasypie. Lekko zatrważające :P
Rozum: Bywa.
Serce: Wracałam wczoraj z Podkowy, był taki mróz i chciałam jak najszybciej się dostać do domu. Zwykle chodze tą samą ulicą, jest długa i cały czas idzie się prosto, przez 10 minut, na końcu się skręca i za chwilę jest dom. Miałam iść jak zwykle, ale nagle przyszło mi do głowy, że ja nie lubią tamtej ulicy, bo jest strasznie nudna, te same szpanerskie domy i caly czas prosto i prosto, ale chodzę nią, bo jest najszybciej i bo tak się przyzwyczaiłam. Skręciłam więc w inną  i mnie olśniło, że w życiu robię to samo. Chodzę utartymi drogami, bo jest szybciej i bezpieczniej, i nie lubię zmieniać swoich przyzwyczajeń, ale tak naprawdę to mi mocno zawadza. Rozmawiałam o tym z Olą i powiedziała, że ma podobnie, trzyma się pewnych stałych rzeczy, żeby czuć się bezpiecznie: te same ubrania, jedzenie. Czasem trafia się jakiś większy skok i wtedy się okazuje, że to było coś, co zmieniło na lepsze. Powiedziała mi jeszcze jedną rzecz: ona też się bała facetów. Tylko ludzie różnie reagują na strach, jedni robią się agresywni, a inni uciekają. Mamy różne charaktery, więc też różne reakcje, ale mechanizm był taki sam. Tylko że ja mam dosyć tego strachu, to robi się męczące, jak chodzenie ciągle tą samą ulicą. "Niby bezpiecznie, ale wcale nie jest dobrze".
Rozum: Bo nie zaspokaja Twojej potrzeby zmian :P
Serce: Rozum, ja mówię  poważnie...
Rozum: Ja też. Czasem parcie na zmiany jest tylko sztuką dla sztuki - żeby coś zmienić. Nie można jednoznacznie powiedzieć, czy zmiany są dobre, czy złe; nie należy się ich bać, ale nie należy też dążyć do nich za wszelką cenę.
Serce: Ja bardziej chciałam sobie uświadomić problem i coś z tym zrobić. Nie wiem jeszcze co, ale jest niewygodnie.
Rozum: Nic na siłę ani na szybko.
Serce: Ja się obawiam tego: wybór telefonu, który podziała 2, 3 lata, zajął mi 3 miesiące.To co będzie z wyborem partnera na całe życie? :P
Rozum: Ale to wynikało raczej ze zbyt dużego wyboru, niż ze strachu.
Serce: No, ale minimalny stres jest, w końcu to się wydaje jakieś konkretne pieniądze. Przypominam, że z kupnem auta miałeś to samo :P
Rozum: 600zł a 20tys to jest różnica :P poza tym miałem dylemat - kupować auto dla siebie, czy takie, które się dla zespołu przyda; oszczędne, z małym silnikiem, czy jednak takie, którym można zaszaleć, itp.W przypadku telefonu tych wątpliwości nie ma. Funkcje wszystkie mają bardzo podobne, bez dodatkowych kosztów.
Serce: No też fakt. W każdym razie... tak pomyślałam, że nie będę mówić od razu "nie", przynajmniej wtedy, kiedy nie jest to z góry wiadome, że to kompletne szaleństwo ;)
Rozum: No i ok. Dawanie odpowiedzi z nieracjonalnych powodów jest głupie :P
Serce: Też tak stwierdziłam, no bo niby dlaczego masz komuś cokolwiek odpowiadać, skoro tak naprawdę nic nie wiadomo? Właściwie to się wtedy na siłę szuka pretekstu, żeby się z czegoś wykręcić, a poza tym, trochę zabawy też się w życiu należy ;)
Rozum: To w czyim kontekście?
Serce: A co?
Rozum: Nic :P pytam kierowany zdrożną ciekawością :P hahahahaha :D
Serce: To nie powiem :P poza tym kobieta ma prawo flirtować do samego końca i ostatecznie powiedzieć "nie"  :P
Rozum: Każdy ma prawo :P
Serce: No i o to chodzi ;)

Komentarze