Translate

Ebony and Ivory.


Jest w środku duszy introwertyka strach przed poznawaniem nowych ludzi. Może rozmawiać godzinami na różnych komunikatorach, opowiadać wiele osobistych wynurzeń, ale bać się spotkania na żywo tak mocno, że ten strach jest silniejszy niż ten przed publicznym wystąpieniem. 
Psychologia radzi, aby stawiać czoła lękom. Niby jak?


Podejdź do swoich lęków, usiądź obok nich, wpatruj się w nie.
Twoje lęki są twoimi przyjaciółmi.
Ich jedyne zadanie to pokazać ci nieodkryte części ciebie, 
które musisz doskonalić, by żyć szczęśliwym życiem.
Im więcej robisz rzeczy, których najbardziej się obawiasz, 
tym bardziej życie się otwiera.

Obejmij swoje lęki, a one obejmą ciebie.


Aha. No dobra.

Chodź więc, mój mahoniowy lęku z Wybrzeża Kości Słoniowej, a właściwie zza oceanu. Przejechałeś kawał świata, żeby znowu wylądować w Polsce. Spotkajmy się na dworcu zachodnim, w przesiadce na pociąg. Wiem, że byliśmy umówieni dopiero na sobotę wieczór, ale chcę cię zobaczyć teraz. Jesteś wreszcie, Człowieku w koszulce z bohaterem z gry na Pegasusa, pogromco żółwi. Mam dla ciebie parę drobiazgów, które ci obiecałam. Weź je ze sobą. Dziwisz się, że jest mi zimno? Niedawno wróciłam z Egiptu i nie mogę się przyzwyczaić do klimatu. Ty zresztą też niedługo zobaczysz, że to nie takie proste. Dzięki za wsparcie przed jutrem. Misiek, tak? Wsiadaj już, bo odjadą bez ciebie. No, piątkowy lęk wstępnie opanowany. 

Sobotni lęk poranny obejmuje więcej niż dwieście osób i jeszcze tych, którzy oglądają przez internet. Stoję przed nimi, wpatruję się w nich i rozmawiam z nimi. Stają się moimi przyjaciółmi, którzy podchodzą później i dzielą się myślami. 
Wieczorem lęk zmniejsza się do jednego bohatera z gry komputerowej z wczoraj. Siedzi koło mnie na wieczorze izraelskim i potrzebuje tłumaczenia na angielski. Ma twarde ramiona i cięty język. Jest we mnie moc muzyki ze sceny i pozostali ludzie na sali. Po programie moc się kończy i ludzie też znikają. Starcza jej na dojście do restauracji, rozmowy zagłuszane przez towarzystwo obok i powrót do domu. Jest zimno.

Niedziela. Lęk budzi mnie przez sen. Dzisiaj będzie potrzebna jakaś drzemka w dzień. 
Pogromca wysyła wiadomości, że został pokonany przez chorobę i prosi o leki. Szykuję prowiant i środki medyczne. Jadę stawić czoła lękowi sam na sam. Bohater leży z gorączką na kanapie i nie ma siły. Przywracam mu moc obiadem, czosnkiem, witaminą C i Ibupromem. W zamian za to słyszę najciekawsze i najdziwniejsze historie zza oceanu. Jednoczy nas śmiech z filmu "Dyktator" i drzemka w środku dnia. 

A poniedziałek taki normalny, zwyczajny. Taki, że wracasz z pracy i nie musisz już mierzyć gorączki ani podawać leków, wody i zimnych okładów na czoło. Bohater wyszedł sam z domu i zdobył, co trzeba. Tym razem nie ty przygotowujesz jedzenie, ale ono na ciebie czeka. I znowu jest film, którego byś sama nie obejrzała, ale wreszcie się trafiła okazja. Znowu są historie z życia tak długiego, jak twoje, ale jakże innego. Czas się snuje powoli po kanapie i nie chce odejść. 
Na pożegnanie dostaję mahoniowego słonia z Wybrzeża Kości Słoniowej. 
Obejmuję mój lęk mocno, a on obejmuje mnie. Chyba się wreszcie zaprzyjaźniliśmy.

Komentarze