Translate

Obóz krajowy Pathfinder NAWIGATOR - Zatonie 2013

Poniedziałek, 5 sierpnia
Reisefieber


8:00. Dzisiaj wyjeżdżamy. Od samego rana odbieram co 5 minut telefony albo wysyłam smsy. Ludzie mają tysiące pytań przed obozem. Na szczęście spakowałam się wczoraj, a część sprzętu do zawiezienia przekazałam Adamowi. Mam zatem wolne ręce. 
17:30. Wyruszam na WKD wyjątkowo pół godziny wcześniej, żeby nie pędzić na ostatnią chwilę. W wukadce spotykam Pawła i przekazuje mi furę pieniędzy, które mam oddać Sławkowi. Nie udało się ich wpłacić do banku, bo przyjechaliśmy za późno. Trudno, najwyżej mnie napadną. Trochę adrenaliny musi być ;)
19:35 Na dworcu zamieszanie na maksa, ale w końcu się upakowaliśmy. W tym TLK są przedziały 6-osobowe z gniazdkami do laptopów, więc uruchamiam internet i piszę do Tygrysa. Udało się zapakować wszystkich, tylko jedna osoba zapomniała legitymacji, uff, ale aż 6 osób zapomniało kart kwalifikacyjnych i muszą je dosłać pocztą do Zatonia.
20:00. Jedziemy na razie do Poznania, tam mamy przesiadkę. Sprawdzam bilety, bo coś mi się nie zgadza. Kolega rano kupował bilety na przejazd grupowy i w ostatniej chwili udało się zdobyć miejsca w przedziałach, ale jak sama nie kupuję, to nie jestem pewna. Mam niejasne przekonanie, że coś poszachraili w kasie z tymi biletami, albo ja źle wyliczyłam. Ech, jednak poszachraili. Sprzedali nam 2 bilety na ekspres, zamiast na TLK. Trasa, godzina wszystko się zgadza, tylko cena nie. Ładnie będzie w Poznaniu, latanie i reklamowanie, a tu 40 minut na przesiadkę, masakra.
23:00. W Poznaniu ciemna noc, kasy pozamykane, siedzimy na dworcu i czekamy na pociąg do Szczecinka. Grupa w miarę ujarzmiona, ale spać im się nie chce.


Wtorek, 6 sierpnia
PKP - Pięknie, Kurczę, Pięknie

00:30. Pociąg do Szczecinka nie ma już takiego standardu, ale to nie ma znaczenia. W przedziale większość śpi. Paweł z Kamilem na korytarzu oglądają film, więc mogę się wyłączyć na pół godzinki i nie czuwać.
02:30. Szczecinek pusty i głuchy, a my mamy dwie godziny oczekiwania na dworcu. Ludzie rozkładają się i śpią w najróżniejszych pozycjach. Zdjęcia trafiły na stronę wydarzenia :P


4:00. Ech, ciężki jest los opiekuna grupy po nieprzespanej nocy. Dzieciaki wyszły sobie przed budynek i usiadły na brzegu peronu. Zaczęli śpiewać, pląsać i przyszli SOK-iści, wywołali mnie i chcieli mi wypisać mandat 200 zł. Załamałam się, już i tak jestem 200 zł w plecy przez ten felerny bilet, który dopiero w warszawie muszę reklamować. Moi znajomi, współopiekunowie zaczęli coś tłumaczyć, ale tamci nawet nie chcieli ich słuchać. Poprosili mnie z dowodem na bok, coś popisali i powiedzieli cicho, że skończy się na pouczeniu. Ale potem puścili nas przez przejście służbowe, otworzyli szlaban, więc żeby pokazać się od lepszej strony, zrobiliśmy dwuszereg i elegancką kolumną przeszliśmy przez tory. Panowie wytłumaczyli mi, że tu jest monitoring, że szef ich rozlicza z tego, nie chcą być złośliwi, tylko taka mają pracę. Wszystko ostatecznie dobrze się skończyło.
5:00 Obserwujemy sobie wschód słońca z okien pociągu do Złocieńca, też z gniazdkami i wifi, a to tylko Regio. Niektórzy widzieli wschód słońca po raz pierwszy. Przed nami ciężki dzień, rozstawianie namiotów i nie wiadomo kiedy odespać... 
5:30. Ostatni etap naszej podróży to autobus do Zatonia. Wszyscy się cieszą z najkrótszej przesiadki i radośnie upychają się do autobusu.
06.00. Jesteśmy w Zatoniu. Cicho, rosa leży, szukamy miejsca do spania na ławkach i koczujemy aż do przyjazdu ciężarówki z namiotami. Znalazłam kanapę w budynku B i nawet nie wiem kiedy urywa mi się film na dwie godziny. Budzi mnie kierownik.
08.00. Otrzymuję swój pokój, gdzie rozkładam się z rzeczami, biorę prysznic i czuję się jak nowo narodzona, więc zaczynam badać teren. Niektórzy wybrali się nad jezioro, więc mają przyjemną ochłodę.
10.00. Przyjeżdża ekipa z Krakowa i Śląska, razem z moją siostrą. Rozpoczynamy pracę nad namiotami. Upał 30 stopni nie sprzyja robocie. Zasuwam z opaskowaniem uczestników.
14.00 Obiad. Po obiedzie namiotów ciąg dalszy. Przyjeżdżają kolejne ekipy i pojedyncze osoby. Rozstawiamy się do samego wieczora. Wszyscy padają ze zmęczenia, więc nie robimy uroczystego apelu ani ogniska. Rano się przywitamy.

Środa, 7 sierpnia
Kim jestem?

Dzień integracji, pląsów i gier. Jestem DJ-em i obsługuję muzykę do zabaw. Śmiech, pląsy, na placu apelowym radosne hulanki. Świetlica stoi i można zrobić już nabożeństwo. 
W moim pokoju powstało biuro oraz przechowalnia depozytów zastępów. Zastępowi przychodzą z telefonami i portfelami dzieci. Tego dnia odwiedził mnie m. in. Sebastian z Bielska, przystojny szesnastoletni brunet, który rok temu składał przyrzeczenie na obozie, a w tym roku został pomocnikiem. Tydzień przed obozem był u nich tata z kazaniem i opowiadał historię, jak poparzyłam się żelazkiem, mając 2 latka. Zapamiętał sobie to i chciał zobaczyć bliznę na policzku. Nie mam jej już aż tak widocznej, ale coś tam zostało. Polubiłam tego chłopaka, ogarnięty i pogodny i fajnie się z nim gadało.
Wieczorem zastępy prezentują informacje o swoich bohaterach. Referaty wyszły trochę przydługie, ale bardzo ciekawe. Ognisko, śpiewy, czujemy się wreszcie, że jesteśmy na obozie. Cisza nocna zostaje ogłoszona o 23. Straszliwie późno, ale jak się bawić, to się bawić.

Czwartek, 8 sierpnia
Kim jest Bóg?

Dzisiaj mamy właśnie grę terenowa i siedzę na punkcie. To taki moment wytchnienia dla kadry w ciągu dnia. Siedzimy ze 2 godziny, czekamy aż przyjdą do nas grupy. Można się wyspać, poczytać, uzupełnić dzienniki. 
Dzisiaj rano było to dla mnie trudne. Nie mogłam wczoraj zasnąć do północy, a rano o 5.30 obudził mnie traktor i od rana biegałam w totalnym chaosie, żeby pozałatwiać różne rzeczy. Żeby się ogarnąć, wzięłam Biblię i czytam Izajasza. Znalazłam tekst z Iz 5,16. Ostatnio, już nie pamiętam kiedy, czy to na campie, czy gdzieś indziej było, dotarło do mnie poselstwo na temat sądu, że to Bóg jest sądzony, a nasze życie jest dowodem w tej sprawie, że Bóg ma swój lud i jego prawo jest sprawiedliwe, że ludzie służą mu z miłości, a nie z przymusu. Nie musimy bać się sądu, bo tak naprawdę nie werdykt o nas jest najważniejszy, ale o to, czy nasze życie jest dowodem w obronie Boga, czy zaprzeczeniem i przyznaniem racji przeciwnikowi, jak w tekście, że są ci, co przybierają pozór pobożności, podczas gdy ich życie jest zaprzeczeniem jej mocy.
Napisałam o tym Tygrysowi, bo jak się okazało, internet w telefonie działa w niektórych miejscach w Zatoniu. Jak dobrze, że nie całkiem uciekłam od cywilizacji.
Wieczorem mamy scenki, które ukazują naturę Boga. Scenka najstarszych zastępów mnie przeraziła. Jeden z chłopaków grał takiego ćpuna ze skrętem z papieru. Zapalił go i autentycznie się zaciągał. Ja patrzyłam i nie wierzyłam. Ale to pewnie wierzchołek góry lodowej w morzu innych problemów. Większość z tych scenek pokazywała Boga jako nudną, nieatrakcyjną postać, która akceptuje tylko świętych i grzecznych ludzi, a ci spoza tej grupy są potępieni. Straszne, jaki obraz Boga mają nastolatki. Wyszła tylko jedna dziewczyna, która na campie miała teraz chrzest i powiedziała doświadczenie, jak Bóg wysłuchał jej modlitwy, które od wielu lat zanosiła, żeby mieć brata.
Wieczorem przed snem piszę do Tygrysa z wrażeniami i prośbą o modlitwę. Boję się następnego dnia i tematu o grzechu.

Piątek, 9 sierpnia
Czym jest grzech?

Dzień okazał się całkiem miły. Była gra, gdzie dzieci robiły psikusy, ale całkiem niewinne. Jedne przyczepiły mi kartkę z napisem "Jestem bardzo ładna", inne wkręciły, ale tak na luzie. Tego dnia był jakiś dzień przytulania. Chyba z ponad kilkanaście osób zupełnie bez powodu przychodziło i się przytulało, oczywiście dzieci. Czułam się taka dopieszczona jak nigdy. Jednak jest to potrzebne. 
Wieczorem było ognisko i wieczór doświadczeń uwolnienia od grzechu. Chciałam powiedzieć doświadczenie, ale nie zdążyłam.
Postanowiłam je przemyśleć i opowiedzieć następnego dnia.

Sobota, 10 sierpnia
Wiarygodność Biblii

Opowiedziałam swoje doświadczenie podczas nabożeństwa. Potoczyło się nie w kierunku, który miałam na myśli poprzedniego dnia, ale okazało się być poukładane i potrzebne dla niektórych osób. Opowiedziałam o moim chrzcie, o odrzuceniu w szkole i innych okolicznościach, które doprowadziły mnie do decyzji o chrzcie.
Tego dnia zmagaliśmy się z grą logiczną Podkowy. Rozszyfrowywanie zagadek ułożonych przez Kamila to jakiś totalnie inny świat. A kiedy w końcu znaleźliśmy kufer ze skarbem, jeden z zastępu Piratów porwał szkatułkę i uciekł, rozsypując cukierki na ścieżce.
Wieczorem zrobiliśmy na szybko Bibliadę i konkurs wygrała moja grupa. Nie mogłam im pomagać, ale i tak sobie świetnie poradzili :)
Razem z Adamem gramy do nabożeństw i fajnie jest grać, wykorzystując bas i ciekawe brzmienia :) Adam naprawdę ogarnia gitarę. 

Niedziela, 11 sierpnia
Ja i rodzice

Tego dnia zrobiło się w obozie wyjątkowo miło, rodzinnie i przyjaźnie. Cały dzień mieliśmy taką intrygę, że byliśmy podzieleni na "rodziców" i dzieci. Starsze zastępy opiekowały się młodszymi. 
Grę terenową przygotowywała drużyna z Bielska, więc Seba latał po lesie jak z piórem, żeby ustawić wszystkich na właściwych punktach. Tego dnia wystąpiłam jako terrorysta i porywacz dzieci :P a potem razem z ekipą terrorystów zaszyliśmy się w lesie w wygodnym miejscu i oglądaliśmy "Operację Argo".
Wieczorem był taki talk show w stylu "Rozmowy w toku", też Seba prowadził. Pomagałam im, jak mogłam, z ustawieniem sprzętu, muzyki itd, ale podczas apelu pohałasowaliśmy i wieczorna odprawa zmieszała nas z błotem. Paskudnie się czuliśmy, bo poprzenosiliśmy tego dnia 20 ławek, a zamiast pochwały zjechano nas za nieobecność na apelu. Chyba kryzysowy dzień nastał dla kadry. Śpimy po 6 h, wstajemy o 6, wszystko jest na granicy wytrzymałości. Jeszcze tego dnia wyjechała dwójka dzieci, jeden, bo mu się nie podobało, a drugi, bo tęsknił za rodzicami. To jakaś plaga wyjazdów na tym obozie.
Fajne jest to, że jesteśmy w tym razem i jednak pomimo spięć wspieramy się nawzajem. Doceniłam na tym obozie nawet taką drobną rzecz, jak zapytanie, jak się czujesz albo uściskanie przez dziecko czy pogłaskanie po ramieniu kogoś z dorosłych. W codziennym życiu poza obozem, jak nie ma takiego tempa, nie ma może takich potrzeb, ale teraz takie chwile są na wagę złota.
Biedny Tygrys, rozciął sobie palec i nie może nim pracować. Pożaliłam się mu, pożałowałam go i dzień znów skończył się równowagą.

Poniedziałek, 12 sierpnia
Ja i przyjaciele

Dzień cichego przyjaciela, czyli miłości i uprzejmości ciąg dalszy.
Tego dnia biegałam razem z piratami na grze terenowej "Królestwa". Byliśmy o krok od celu, ale wyprzedził nas sojusz zastępów i to oni zadęli w trąbę zwycięstwa. Biedne dzieci, kilkanaścioro z nich zostało pogryzionych przez osy.
Wieczorem znowu program przy ognisku i znów scenki. Jestem wzruszona scenką Piratów, w której pokazali Jezusa jako tego, przed którym nie trzeba zakładać żadnej maski.


Wtorek, 13 sierpnia
Ja i szkoła

Po pamiętnym apelu ukarana została pokaźna grupa i tego poranka musieli się stawić w kuchni na obieranie ziemniaków i ogórków. Nie zostałam do niej wywołana, ale poczułam się winna i przyszłam z czekoladą. Trafiłam na końcówkę pracy, ale atmosfera była niesamowita. Postaram się zamieścić materiał filmowy, bo opowiedzieć się tego nie da ;)
Po południu zrealizowaliśmy targi naukowe. Przedpołudnie upłynęło na produkcji koperników - waluty papierowej na potrzeby targu. Nie mogłam patrzeć na pieniądze. Ale targi okazały się hitem. Szkoda tylko, że burza ucięła pół godziny programu. Piraci znów próbowali porwać mi teczkę z pieniędzmi, ale im się nie udało ;)
Wieczorem zamiast programu wieczornego zrobiliśmy grę w wilki. Włóczyliśmy się naszą kadrową ekipą po polu camporee i przemoczyliśmy doszczętnie spodnie w trawie.

Środa, 14 sierpnia
Ja i miłość

Dzień pełen wrażeń, bo i temat gorący. Rano po nabożeństwie Adam miał specjalny wykład dla najstarszych zastępów o tematach seksualności, niektórzy bardzo odważnie powiedzieli o tym, że odwiedzali strony pornograficzne. Byłam nieco zdziwiona, ale nie okazałam dawnego oburzenia na ludzi. Zrozumiałam, że nie ma ludzi świętych i wszyscy upadamy. Fajne było poszukiwanie rozwiązania i wspólna modlitwa.
Po grze terenowej chcieliśmy zorganizować turniej rycerski, ale spadł deszcz i boisko było zbyt mokre na tarzanie się w piachu, więc zastępczo były tańce integracyjne, które okazały się hitem, zwłaszcza taniec belgijski:) wciągnęłam się w to i tańczyliśmy w kółko i w kółko. Mam obolałe łydki, tyle razy tańczyłam, że nie jestem w stanie policzyć:) najfajniej tańczyło się z naszą ekipą ze stolika w rogu z pierwszej tury: Grześkami i Sebą, a także z Donią i Agą :)



Wyspałam się poprzedniej nocy i natchnęło mnie na sprzątanie pokoju. Teraz wygląda w nim naprawdę przyzwoicie. Od razu się lepiej psychicznie poczułam.
Wieczorem zorganizowaliśmy randkę w ciemno i znowu był hiciarski program. Fajnie, że ludzie się dobrze przy tym bawili, nie byli skrępowani, a prowadzący okazał się urodzony do tej roli :)

Czwartek, 15 sierpnia
Znajdź swoją drogę

Intryga z dzisiejszego dnia: klamerki. Każdy otrzymał jedną klamerkę i miał się jej pozbyć, przypinając ją niepostrzeżenie do kogoś innego. Tego dnia ubrałam się w najbardziej przylegające ciuchy i śliską, skórzaną kurtkę, więc nie było możliwości nic mi przyczepić.
Tego dnia odpuściłam sobie grę terenową, bo rozbolał mnie brzuch. Wszystkie grupy, które poszły na bieg na orientację, mówiły, że mieli tak piękne widoki, że nagradzało to wszystko. Ja potrzebę ruchu wyraziłam w kolejnej rundzie belgijki.
Popołudnie spędziłam na opisywaniu obozu. Czas płynie, a szczegóły się zapominają.
Wieczorem na ognisku prześpiewaliśmy pół śpiewniczka harcerskiego. 
W nocy było przyrzeczenie dla pięciu osób, w tym Roni. Grupa terenowa zbudowała niesamowitą rzecz: ognisko na wodzie oraz pomost, na którym stali kandydaci, a my za nimi po kolana w wodzie, zadziwiająco ciepłej. Na pniakach naprzeciwko stali komendant i oboźny, którzy przyjmowali przyrzeczenie, a obok ludzie z flagami i pochodniami. Amazing :)
Po przyrzeczeniu była impreza pożegnalna Oli, z legendarną Mafią, ale nie miałam już siły, żeby zostać.

Piątek, 16 sierpnia
Kiedy wreszcie ten koniec świata?

Albo: kiedy wreszcie koniec obozu? Zmęczenie, niedospanie, nieprzyjemne kucharki i kilka innych epizodów wywołują takie myśli. Ale szybko się rozwiewają, gdy wyruszamy do lasu i gramy w bitwę o flagę. Epickie zwycięstwo drużyny Zielonych, czyli szturm na flagę i uwolnienie więźniów zagrzały niesamowicie :)
Wieczorne ognisko i tematyka przyjścia Jezusa wprowadza niezwykłą atmosferę. Czujemy, że wchodzimy w 24 godziny wyjątkowego odpoczynku.

Sobota, 17 sierpnia
Droga wiary

Sobota na obozie jest dniem, który trudno oddzielić od pozostałych, bo jest w niej zwykle tyle atrakcji, co każdego innego dnia, ale jednak ja osobiście czuję różnicę. Od rana chodzimy w mundurach, mamy dłuższe nabożeństwo, opowiadamy doświadczenia, dużo śpiewamy. Przyjeżdżają goście, rodzice. Po nabożeństwie mamy pokaz musztry artystycznej. Wszystkim opadły szczęki do podłogi, jak zobaczyli ten niesamowity synchron.
Popołudnie upływa na grach i zabawach, a wieczorem mamy ognisko i scenki parodiujące kadrę. My też wymyślamy z kadrą scenkę na komendanta. Wymyśliliśmy piosenkę na melodię "L'italiano". Dawid przebrał się za komendanta, namalował sobie sycylijski wąs i zaśpiewał solo, a my towarzyszyliśmy mu z chórkami ;)
Scenki o mnie też były zabawne, oczywiście musiała być historia z żelazkiem ;) ciekawe, od kogo to wszystko wyciągnęli... 
Ostatni harcerski krąg na tym obozie i iskierka, która nie chciała się przesłać też pozostaną w mojej pamięci. 
Wieczorna odprawa jest połączona z imprezą pożegnalną i przeciąga się do drugiej w nocy, ale pogadaliśmy szczerze i ważne rzeczy zostały omówione. Idę spać o trzeciej z nadzieją nabrania sił przez 4 h, ale wiem, że i tak się nie uda.


Niedziela, 18 sierpnia
Czas powrotów, czas powrotów

Dzień pakowania, sprzątania, rozliczeń, ogólnie szczyt nieprzytomności w moim wydaniu.
Po południu przyjeżdża autobus i zabiera grupę warszawską i krakowsko-śląską do Złocieńca. 
18:00 Na dworcu dzieciaki szaleją: biegają przez tory, chociaż im zabraniam, grają w karty, śpiewają "O alele" i "Szli murzyni", żegnają się, jedzą kanapki. Kiedy odjeżdża ekipa krakowska, chłopaki biegną za pociągiem.
19:30 Nasz pociąg też przyjechał i pakujemy się do niego z trudem. Ja poszukuję konduktora, żeby kupić bilety, reszta rozkłada się gdzie popadnie. 
21:00 Jesteśmy w Stargardzie, wyruszamy na zakupy, mamy 3,5 h postoju. Atakujemy Fresh Market i bułki, jogurty oraz chipsy i słodycze smętnie poddają się naszemu nalotowi.
23:00 Dzieci śpią na czym się da i znów powstaje radosna sesja zdjęciowa. Wysyłam je Tygrysowi i śmiejemy się do rozpuku. Dla niego to już głęboka noc, ale dzieli się swoją radością z bycia chrześcijaninem. Jestem zbyt zmęczona, żeby mu mądrze odpowiadać, czytam tylko kolejne wiadomości. 







23:30 Chłopaki krzyczą: "Pobudka, pobudka, pobudka, wstaaaać!" Kręcimy filmiki, śmiejemy się, przypomina się obóz.
23:59 Nadjeżdża pociąg ze Świnoujścia, długi i zapchany. Musimy gonić za nim, żeby odnaleźć nasz wagon, a potem przez 40 minut zapakować się do przedziałów, wypraszając stamtąd ludzi, którzy sobie bezprawnie usiedli na naszych miejscach.

Poniedziałek, 19 sierpnia
Na fejsbuku siedzi leń,
przespał dzisiaj cały dzień.



00:40 Siedzimy wreszcie, dziewczyny wydobywają zakupy i zaczynamy jeść. Kupiłam chipsy po raz pierwszy od wielu miesięcy i sama się sobie dziwię. Musiałam być porządnie zmęczona.
01:30 Dziewczyny powoli zasypiają, jednej wypada już komórka z ręki. Nie jestem w stanie zasnąć, mogę tylko drzemać i tak upływają godziny do rana.
06:55 Jesteśmy w Warszawie. Oddaję dzieci rodzicom i z małą grupką jedziemy wukadką w stronę Podkowy.
08:00 Jestem w domu. Wypakowuję walizkę, wstawiam pranie, biorę prysznic i kładę się spać.
13:00 Przebudzam się, wyjmuję pranie, wstawiam kolejne i znów idę spać.
19:00 Budzę się na dobre, robię obiad i wieszam pranie. Rozpoczynam facebookową aktywność.
23:30 Ciągle nie śpię, ale chyba będę musiała, żeby uregulować rytm dobowy. Muszę powrócić do normalnego snu.


Komentarze