Translate

Dislike.



Umieściłam w końcu tutaj piosenkę gościa z genialnym głosem, bo znalazł się kontekst.
Powiedzcie mi, bo nic z tego nie rozumiem: dlaczego jedni są ze sobą kilka lat, pobierają się i próbują dźwigać wspólnie to życie, jakie dostali, a inni są ze sobą kilka lat i nagle z jakiejś zdawkowej informacji na fb dowiadujesz się, że jest wolny, albo wszedł już w inny związek?
Niektórzy z was odpowiedzieliby: "Kika, sama miałaś chłopaka przez 3 miesiące, z którym się rozstałaś, jak zauroczenie się skończyło i teraz czepiasz się tych, co się rozstali po 3 latach? Co ty wiesz o prawdziwym związku?" Fakt, nic nie wiem. Wiem tylko, że wtedy to nie miało szans się udać, bo nie byłam szczera i gotowa, ale miałam w głowie chęć udowodnienia temu i tamtemu, że jestem coś warta i też mogę z kimś być. Dlatego się skończyło, jak się skończyło. 
Dopiero teraz zaczęłam "rok odpoczynku", czyli pierwszy rok po 7, a łącznie nawet 14 latach, kiedy czuję się wolna. Nie całkiem od wspomnień, bo te pozostaną, ale wolna od bycia zależnym od czyjegoś uznania, akceptacji, zainteresowania. Wolna od płaczu po nocach, od zazdrości, od porównywania siebie z innymi, od skrajnych emocji, od lęku, że zostanę sama. Uczę się tej wolności, uczę się szanować siebie nie za swoje osiągnięcia, ale prostu za to, że jestem i ciągle dostaję kolejny dzień. Czasem, kiedy opanuje mnie nuda, zaczynam się rzucać, że przecież mi też się coś od życia należy, ale wiem, że jeszcze nie teraz. Jeszcze nie do końca nauczyłam się doceniać ciszę, samotność, własne zdanie, wolny czas. Ciągle mam pokusę, żeby ktoś inny wypełniał moje braki. A przecież jeśli nie umie się dobrze żyć z samym sobą, jak można żyć szczęśliwie z innymi?

Komentarze