Translate

-Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? - Naprawię.

No i mamy październik znów: wieje, leje, nic tylko zaszyć się w domu z książką lub filmem i czekać na lepsze czasy. Jest to prawie do zrealizowania. Mówię: prawie, bo z jednej strony tydzień ten porwał mi dzieci na wycieczki i zielone szkoły i mam przymusowe wolne w różnych porach dnia; z drugiej w niedzielę czekają mnie egzaminy w Podkowie. Więc balansuję między nauką a relaksem i czytam książki z historii Kościoła, a wieczorami nadrabiam zaległości w filmach.
Dwa filmy chciałam dzisiaj przedstawić: obejrzałam je dzień po dniu i wydały mi się podobne treściowo.
Co je łączy? Wbrew pozorom bardzo dużo. Obydwa są oparte na prawdziwej historii z lat 60. ubiegłego stulecia. Każdy z nich pokazuje realia ówczesnej Ameryki i obnaża słabości systemu, jaki panuje. Łączy je także obraz bohaterów-antagonistów: złego przestępcy, uwikłanego w nielegalne procedery zdobywania kasy i dobrego policjanta, który nie zważając na nic, dąży do zatriumfowania sprawiedliwości oraz do przywrócenia skruszonego grzesznika społeczeństwu.

Jednak obraz nie jest aż tak jednolity. To, co automatycznie pojawia się podczas oglądania "Złap mnie, jeśli potrafisz" (2002), to śmiech. Policjant, a właściwie agent FBI, grany przez Toma Hanksa, to na pierwszy rzut oka sztywny, pozbawiony poczucia humoru i życiowego luzu służbista, pochłonięty jedną myślą: odnaleźć rabusia. Jego wpadki podczas tego zadania wywołują uśmiech rozbawienia. Kiedy poznajemy go bliżej poprzez jego kontakt z Frankiem Abagnale (notabene drugi czarny charakter też nosi imię Frank), dowiadujemy się, że w ten sposób znosi swoją samotność i rozdzielenie z rodziną.

Zupełnie inaczej jest w przypadku detektywa Richie Robertsa, granego przez Russela Crowe w filmie "American gangster" (2007). Z nim nie ma żartów: facet potrafi naprawę zrobić krzywdę. Podchodzi równie poważnie do swojej pracy, do tego stopnia, że oddał znalezione milion dolarów, co przypominają mu ludzie na każdym kroku. Nie bierze łapówek, nie rozprowadza narkotyków, nie kryje kolegów. Jednak w życiu osobistym nie potrafi zdobyć się na podobną uczciwość, z tego powodu żona go opuszcza. Pomimo tego udaje mu się, dzięki współpracy z Frankiem Lucasem,  doprowadzić do aresztowania wielu skorumpowanych policjantów i żołnierzy, którzy czerpali zyski z nielegalnego handlu narkotykami. 


 Zapomniałabym z tego wszystkiego napisać o głównych bohaterach, a to przecież sedno filmu. Obserwując młodego Franka (Leonardo di Caprio) wydaje się wręcz niewiarygodne, że siedemnastolatek miał takie pomysły. Ale od skutków, czyli pięcioletniej działalności poza prawem, ważniejsza i moim zdaniem ciekawsza wydaje się motywacja bohatera. Kiedy rodzina Franka rozpada się, ojciec popada w tarapaty finansowe, a matka poślubia innego mężczyznę, chłopak postanawia naprawić to i przywrócić rodzinie pozycję finansową oraz połączyć rodziców. Inspirowany nie zawsze pozytywnym przykładem ojca zdobywa pieniądze, fałszując czeki i wciela się w różne zawody, aby nie dać się schwytać. Początkowo niewinne zabawy (udawanie nauczyciela) wpędzają chłopca w pułapkę, z której nie może wyjść. Przytłoczony samotnością,  udawaniem i niepewnością o losy rodziców zaczyna szukać kontaktu ze swoim prześladowcą. Kiedy zostaje zapędzony w kozi róg, poddaje się. Ostatecznym złamaniem okazuje się wiadomość o śmierci ojca i nowej rodzinie matki. Jego motywacja umiera, a bohater zaczyna nowe życie jako współpracownik FBI w wykrywaniu oszustw czekowych.

 Frank Lucas (Denzel Washington) również "udawał". Elegancko ubrany, obraca się w nienagannym towarzystwie, dba o swoją rodzinę, zapewnia pracę swoim braciom i kuzynom, sprowadza matkę do wystawnego domu, w którym urządza jej pokój, chodzi regularnie do kościoła, poślubia piękną kobietę, z którą zamierza żyć długo i szczęśliwie. Biorąc przykład ze swojego byłego pracodawcy, gangstera Bumpy'ego Johnsona, rozdaje ludziom żywność na Święto Dziękczynienia. W środku jednak postanawia żyć inaczej i wykorzystać to, co jego mistrz potępiał: postęp i wolny rynek, aby się wzbogacić. Omijając pośredników dociera do producentów heroiny i z pomocą amerykańskiego wojska, stacjonującego w dżungli, sprowadza towar do kraju. Jednak sieć powiązań między skorumpowaną policją a gangsterami zaczyna się niebezpiecznie oplatać wokół jego szyi i doprowadza do tego, przy znacznym udziale Richie, że Lucas zostaje aresztowany. Jego kara zostaje znacznie zmniejszona dzięki współpracy z detektywem, co doprowadza do rozerwania przestępczej sieci.

Czytając te dwa opisy, można by powiedzieć: hollywoodzki happy end. Ale przecież to życie napisało powyższe scenariusze. I chociaż obraz społeczeństwa, a także stróży prawa, maluje się tutaj jako przygnębiający i przytłaczający ogromem zepsucia, to jednak obydwa zakończenia przywracają wiarę w to, że dzięki zdeterminowaniu jednostki w zwalczaniu zła można uczynić ten świat lepszym.

Ps.1: Próba obejrzenia "Ojca chrzestnego", klasyki kina, zakończyła się niepowodzeniem. Czy ktoś ma metodę, jak przez ten film przebrnąć?
Ps.2: Dajcie czasem znać, że to czytacie, napiszcie jakiś komentarz, kliknijcie w reakcję, czy coś... Głupio tak pisać do ściany ;)



Komentarze

Nestii pisze…
No czytamy, czytamy:) Ojciec chrzestny? Po prostu trzeba czuć ten klimat, to nie jest film dla każdego i nie ma w tym nic złego, każdy ma coś innego! Ja obejrzałam wszystkie części pod rząd- dla mnie bomba! Jeden z najpiękniejszych filmów!