Translate

Wszystko w adagio :P

Ludzie, dobrze, że jest ten muzyk, bo inaczej chyba bym oszalała. Wychodzi człowiek na 3 godziny i jest w innym świecie, gdzie ludzie ubierają się dziwniej od niego, są bardziej zeschizowani i mają jeszcze bardziej odrealnione światy, niż on sam i to wcale nie jest jakieś niezwykłe ;)
A dzisiaj był popis dęciaków i grały klarnety, oboje i saksofony :) to w ogóle był niezwykły przypadek, że na niego trafiłyśmy, bo początkowo wybrałyśmy się utartym szlakiem do auli, po jakichś 15 minutach zamieszania zorientowałyśmy się, że trwają tam warsztaty dla trębaczy, a popis jest w kameralnej :P brawo, niech żyje spostrzegawczość :P niestety jakieś ogólne zmęczenie i stres przedsesyjny ogarnął wykonawców, bo mylili się ile wlezie... Ale było parę magicznych kawałków i postanowiłam się tym podzielić ;)

Weszłyśmy z Madzią na występ Anki Lewandy, która grała na saksofonie utwór Amy Quate "Light of Sothis". Miał magiczny akompaniament... Oj, nawet pomimo niedoskonałego wykonania był piękny...

(przepraszam, nie ma tu filmiku, ale jakość nagrania jest dobra, dlatego zdecydowałam się na ten)


Później grała Paulina Materna , która z ruchów przypominała mi śpiewaczkę operową i przedęcia miała ;) grała "Koncert na oboju" Marcello. Tak mi jakoś nie utkwił w głowie, ale był całkiem przyjemny.

Uśmiech wywołał u mnie "Ragtime" Scotta Joplina, wykonywany przez jednego chłopaka (nazwiska nie zdążyłam zanotować i nie pamiętam). Ale akompaniatora dobrze zapamiętałam, bo cały czas na niego ( a właściwie na nią) patrzyłam, tj. na p. Żannę Parchomowską, która grała tak sobie, od niechcenia, ale to ona właściwie nadawała muzyki temu utworowi ;) genialnie wyważony akompaniament, sama przyjemność słuchać takiego muzyka.

Ostatnią osobą, którą usłyszałyśmy, była Karolina Pieczonka, jak dla mnie najlepiej wypadła. Zagrała "Fantazję J. Demerssemana i dzielnie sobie poradziła. I znowu muszę zrobić ukłon dla akompaniatora, tym razem pana, który akompaniował też Ance :) a porozumiewawczy uśmiech w trakcie był po prostu rozbrajający ;)

Na podsumowanie tego dnia zacytuję wyznanie pani profesor dyrektor Martowicz:
"Co za smętny dzień, akompaniuję dzisiaj pięciu uczniom i wszystko w adagio :P"
I wniosek końcowy z lekcji Hzl: kobiety wolą zbójników.
Au revoir.

Komentarze