Translate

Kolej na zmiany.


Psychoterapia to leczenie rozmową. 
Ale to zupełnie inna rozmowa, niż z koleżanką przy kawie.

Nancy McWilliams 
Psychoterapia psychoanalityczna


Cześć, jestem Kika. W tym miesiącu kończę 33 lata... i siedmiomiesięczną psychoterapię.

Do chrześcijańskiego ogólnowyznaniowego ośrodka pomocy psychologicznej "Integra" na Wilczej przyszłam w kwietniu. Nie wpadłam sama na ten pomysł. Poleciła mi go znajoma, która skorzystała ze spotkań grupy "12 kroków ku pełni życia" i sama przeszła kilka lat terapii. Kiedy ją kończyła, była zupełnie inną osobą, niż ją poznałam wiele lat temu: była odważna, zdecydowana, osadzona w rzeczywistości i szczęśliwa. Też chciałam taka być, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. I tym czymś byłam ja. Ja i moje osobiste porażki.

Może to się wydawać dziwne, że mówię o jakichś porażkach. Jak mawia mój tata, moje życie jest pasmem nieustających sukcesów. Zawsze dobrze się uczyłam, miałam wiele osiągnięć artystycznych, inspirowałam innych do zmian, ciężkiej pracy, podejmowania wyzwań. Jestem spełniona w wielu dziedzinach życia. Zainwestowałam sporo w rozwój intelektualny, duchowy, a także fizyczny. Była jednak jedna dziedzina, w której rozwój się zatrzymał jakiś czas temu.

Znalezione obrazy dla zapytania wagon i dwie lokomotywy

Wyobraź sobie właśnie taki wagon, do którego przyczepione są dwie lokomotywy z obu stron. Obie ruszają i z całej siły ciągną wagon... ale ten ani drgnie. 
A teraz wyobraź sobie, że jesteś takim wagonikiem. Jesteś introwertykiem i prawdopodobnie osobą wysoko wrażliwą. Czerpiesz energię do przebywania z ludźmi wtedy, kiedy jesteś sam. Zbyt intensywne kontakty z ludźmi cię męczą i musisz się wycofywać do swojej samotni, żeby nabrać siły na kolejne spotkania. A jednocześnie jesteś normalnie funkcjonującym człowiekiem z jego społecznymi potrzebami. Potrzebujesz bliskości, zrozumienia, akceptacji, uwagi. Masz fizyczne potrzeby, jak przytulenie, intymność. To tworzy pewien konflikt, chociaż niekoniecznie nierozwiązywalny. O co więc chodzi, że wagonik ani drgnie?

Zanim wyjaśnię to na swoim przypadku, zacznę od powodów, dlaczego zdecydowałam się na terapię. Jednym z bezpośrednich powodów było to, że moi bliżsi znajomi dali mi do zrozumienia, że ich "zalewam".  "Zalewanie" to zarzucanie bliskich osób lub przyjaciół niekontrolowanym słowotokiem swoich emocjonalnych przeżyć czy problemów. Każdy potrzebuje czasem się wygadać i mieć kogoś, kto go wysłucha. Kiedy dzieje się to w sposób trudno kontrolowany i druga strona daje do zrozumienia, że jest tego za dużo albo nie daje rady na to odpowiedzieć, to jest to sygnał, że być może potrzebujemy pomocy specjalisty.


Innym powodem było uświadomienie sobie faktu, że mam potrzebę bliskości, a jednocześnie obawę przed nią i przez to problem ze znalezieniem partnera. Próbowałam wiele razy, ale wyglądało to podobnie, jak z egzaminem na prawo jazdy: nawet nie wyjechałam z placu. Z jednej strony było zaangażowanie emocjonalne, otwieranie się, a nawet "zalewanie", aby utrzymać relację, a w tym samym czasie wypieranie bliskości w "bezpiecznych" relacjach: na odległość, wirtualnych i wygaszanie relacji, zanim zacznie się coś poważnego. Z jednej strony pragnienie intymności i budzące się potrzeby seksualne, a z drugiej blokada przed kontaktem fizycznym, brak akceptacji swojej seksualności i towarzyszące niemal każdej kobiecie kompleksy na punkcie wyglądu. Nie trzeba dodawać, że w takim rozdarciu stany przygnębienia czy o charakterze depresyjnym pojawiały się dosyć często. 
Lokomotywa bliskości dawała do pieca... ale i lokomotywa strachu też. A ja, wagonik, tkwię w środku tego konfliktu. Nie da się odkrywać świata stojąc ciągle na stacji. Nie da się żyć pełnią życia będąc ciągle zablokowanym. Dlatego przyszłam na terapię, aby rozpoznać te blokady i uwolnić wagonik do podróży w nieznane. 






Nasz obecny stan i wynikające z niego problemy nie biorą się z powietrza. Najczęściej są konsekwencjami działań z naszego dzieciństwa, domu rodzinnego i środowiska, z którego pochodzimy. Dlatego w terapii rozmawia się dużo o rodzinie i analizuje historie i problemy. Żeby się otworzyć trzeba czasu i zaufania do terapeuty. Nie jest łatwo mówić o błędach rodziców i chwilach, kiedy się było na nich złym. Terapia też nie polega na obwinianiu rodziców za wszystkie nieszczęścia. Przeciwnie - uzdrowienie przychodzi wtedy, kiedy to my czujemy się odpowiedzialni za swoje życie.
Moje dzieciństwo i życie rodzinne oceniałam jako szczęśliwe, chociaż nie wolne od problemów. Jako dziecko żyłam w przesadnym respekcie, a czasami nawet lęku wobec rodziców i nie potrafiłam "odciąć pępowiny" zależności od ich opinii czy akceptacji. Ponieważ byliśmy rodziną kaznodziejską, doświadczyłam traumy dzieci pastorów: częsta nieobecność ojca w domu, presja oczekiwań, trudne doświadczenia we wspólnocie, które dotykają rodzinę, częste przeprowadzki, brak korzeni i emocjonalnego przywiązania do miejsca. Kłótnie, docieranie się, rywalizacja też utrwalały lub blokowały reakcje emocjonalne w dorosłym życiu. 




Jak to wyglądało w praktyce z tą terapią? Przychodziłam z obecnymi myślami i dawnymi historiami przez kilka miesięcy. Przez długi czas niemal przed każdym spotkaniem zastanawiałam się, czy to wszystko ma sens. Wychodziłam potem za każdym razem z uczuciem uwolnienia od kolejnego problemu. Nie miałam planu spotkań i scenariusza naszych rozmów, każda z nich wynikała na danym spotkaniu. Dopiero po 5 miesiącach wypisałam sobie punkty podsumowujące dotychczasową terapię (robiłam krótką notatkę w dzienniku po każdej sesji) i ze zdumieniem zobaczyłam, że choć czułam się zagubiona bez planu, to jednak wszystko przebiegało jak ustalony proces. Bo tym w istocie terapia była: procesem zmiany myślenia.




Co zdobyłam lub zaczęłam w sobie kształtować:
  • przejście przez historię z domu i dzieciństwa, przeanalizowanie trudnych sytuacji, błędów rodziców i jaki miały wpływ, aby zmienić obecne symptomy i przepracować konsekwencje
  • rozpoczęcie procesu zmiany myślenia
  • nie "zalewam" bliskie osoby lub przyjaciół swoimi problemami, mam spokój wewnętrzny oraz inne sposoby, by się uporać z nadmiarem myśli
  • szacunek do siebie, zadbanie o siebie, zaopiekowanie się sobą
  • balans między byciem fanatycznym a liberalnym
  • uwolnienie od poczucia winy za sytuacje z przeszłości, które blokowały mnie przed fizyczną bliskością
  • uwolnienie od życia w ciągłym poczuciu obowiązku, jeśli coś nie przynosi osobistej satysfakcji
  • zrozumienie przyczyn smutku, wejście w niego
  • uwolnienie od życia w stanie oczekiwania
  • decydowanie samodzielnie o dawaniu z siebie, dawanie limitów, jak inni mają mnie traktować
  • zaakceptowanie swojej seksualności, kobiecości i ich potrzeb
  • uwolnienie od "wewnętrznego rodzica", który blokował mnie przed emocjonalną dojrzałością
  • uwolnienie od lęku przed brakiem akceptacji ze strony rodziców, od przesadnego respektu, od odpowiedzialności za ich obawy, odcięcie pępowiny
  • przeanalizowanie historii relacji, znalezienie wzorca, dlaczego się nie udawały
  • porozmawianie z tatą o jego emocjonalnej nieobecności i z mamą o zależności i strachu
  • znajdowanie sposobów zaspokajania swoich potrzeb bez uzależniania się od jednej osoby czy osób
  • samodzielna wyprawa zagraniczna: spełnienie marzenia, sprawdzenie się, niezależność, pokonanie obaw
Opowiedziałam moją historię nie bez obaw, bo jest to dla każdego trudne, by podzielić się swoją słabością. Przez długi czas myślałam, że nie jestem na tyle dotknięta przez życie, aby iść do specjalisty, że są bardziej potrzebujące osoby. Ale nie trzeba wcale mieć traumatycznych doświadczeń czy być z patologicznej rodziny, aby zaopiekować się swoją duszą. Wręcz przeciwnie: każdy potrzebuje zajrzeć w głąb siebie, żeby siebie zrozumieć, tym bardziej, kiedy brakuje nam równowagi albo coś w naszym życiu nie działa. Można czytać wiele mądrych książek i pracować nad różnymi kwestiami, ale warto mieć kogoś, kto zobaczy szerszy obraz i użyje metod, żeby to poukładać. 
Ja mam poczucie dobrze spędzonego czasu. Zaczęłam nowy etap w swoim życiu i widzę, że jest to początek procesu. Czuję się wolna. Bardziej szczęśliwa. Zdobyłam narzędzia jak żyć teraz, by przeszłość nie dochodziła do głosu. Stoję na stacji i czekam na odjazd...


_________________
Polecam:
Co to jest psychoterapia - Notatki terapeutyczne
Integra - Ośrodek Pomocy Psychologicznej

Komentarze

Anonimowy pisze…
Ważny temat. Dziękuję:)
Anonimowy pisze…
Dziękuję za otwartość, i życzę dobrego życia 😍
Anonimowy pisze…
Jesteś wspaniałą, wrażliwą i mądrą dziewczyną! Życzę Ci szczęścia ...
Anonimowy pisze…
Nauczyłam się nowego słowa: sphincter - zwieracz.
Czuję się mądra.
Perfect Friend pisze…
Mam wiele takich olbrzymów których nigdy nie potrafiłem pokonać. Przerażają mnie wciąż tak samo i nigdy nie potrafiłem sobie z nimi poradzić. Czasami chciałbym cofnąć czas do dnia w których je stworzyłem by nigdy się nie pojawiły, ale to nie możliwe. Jeżeli nie możesz pokonać olbrzyma ... to zostaw go w tej przeszłości, niech tam umrze z głodu :) Przeszłość to przeszłość. Ważne są tylko te chwile których jeszcze nie znamy.

Jestem pełen podziwu i 3mam kciuki za Ciebie. Masz prawo być szczęśliwa w taki sposób jak chcesz, bo to Twoje życie. Miej marzenia i plany nawet których sensu nikt nie zrozumie, bo najlepsze w nich jest to że są Twoje.