Translate

Przeprowadzka...




Ale jak to? Dlaczego? Dokąd?
Sama zadaję sobie od tygodnia te pytania...
Mieszkam w Michałowicach w najwyższej komnacie w najwyższej wieży już prawie 7 lat. Od prawie roku rozporządzam całym poddaszem o powierzchni 70 m2 i chyba nie miałam w życiu większej przestrzeni dla siebie. Oprócz tego, że w zimie jest zimno, a w lecie gorąco nie do wytrzymania, to tak się przywiązałam do tego miejsca, że myśl o ewentualnej zmianie odkładałam na bliżej nieokreślony czas. Jednak na początku roku moi sąsiedzi zakomunikowali mi, że kupili domek letniskowy i za jakiś rok zamierzają się do niego wprowadzić po przerobieniu go na całoroczny. Wiedziałam więc, że ten rok przyniesie jakieś zmiany. Nie spodziewałam się jednak, że one przyjdą tak szybko...


W poniedziałek dowiedziałam się od Piotra, że sytuacja rodzinna zmusza właściciela do wypowiedzenia nam mieszkania w tym miesiącu. Powzięłam więc poszukiwania mieszkania w Warszawie, bo w Michałowicach ofert jak na lekarstwo. Moi znajomi zaczęli podsyłać mi propozycje ofert oraz grup, gdzie mogę szukać mieszkania. Mając jednak w głowie, że jest na to spokojnie kilka tygodni, przeglądałam je bez nastawiania się na jakieś konkretne mieszkanie, bo właściwie nic mi do końca nie pasowało. Pojawił się też u mnie mechanizm wyparcia: odsuwałam myśl, że muszę się przeprowadzić, szukałam zajęć, które pozwolą mi nie myśleć o poszukiwaniach. Było jedno popołudnie w środku tygodnia, kiedy miałam kryzys i siedziałam sama w pokoju i płakałam. Nie wiedziałam, co robić i to mnie rozwalało. Do tego zaczęłam się źle czuć i dokuczało gardło.


W czwartek zaczął się zaostrzać silny ból gardła, nie do zniesienia do tego stopnia, że nie mogłam niczego przełknąć bez bólu. Wybrałam się więc niechętnie do lekarza (ostatni raz byłam rok temu) i przyjęłam przepisane leki na wirusowe zapalenie gardła.


Wieczorem przyszła Magda i oznajmiła, że sytuacja przyjęła dramatyczny obrót i oni przenoszą się w ten weekend do mieszkania w drugim skrzydle domu. Ja nie miałam niczego konkretnego. Dopiero w piątek rano przyszła mi myśl, żeby zadzwonić do rodziców i szukać rady. Tata zaproponował tymczasowe mieszkanie na Tureckiej do końca sierpnia lub jeśli coś wcześniej znajdę. Po weekendzie przyjedzie i zawieziemy rzeczy.


Zostałam w piątek w domu na home office, a po pracy zabrałam się za intensywne pakowanie. To nie był łatwy dzień. Moje gardło zaczęło reagować bardzo boleśnie na kwaśne smaki. Witamina C rozpuszczona w wodzie, zmiksowane owoce, zupa pomidorowa - wszystko paliło jak ogień. Do picia pozostała tylko woda, a do jedzenia neutralne, mączne potrawy. Płukanki, aerozole znieczulały gardło na jakiś czas, ale reakcja na kwaśne nie ustępowała. 
Dzisiaj rano zważyłam się na wadze i wyszło 56,9 kg. To przez to, że prawie nic nie jadłam w ciągu ostatnich dni. Ostatni raz taką wagę miałam 8 lat temu.


Wspomnienia z campu 2010 - tuż po obronie magisterki, premierze musicalu, przed przeprowadzką do Warszawy - i kilka innych historii ;) 



Nie mam zbyt wiele rzeczy, z mebli jedną komodę, z ciężkich przedmiotów - pianino. W piątek po południu udało mi się spakować książki, luźne drobiazgi, kosmetyki, sprzęt turystyczny i zapełniło to pół pokoju. Pozostała jeszcze kuchnia i ubrania, to zostawiam na niedzielę. W poniedziałek po pracy zwieziemy z tatą rzeczy do Warszawy.

Niełatwy ten tydzień był, oj, niełatwy. Ponad tydzień temu zaczęłam się regularnie modlić o obecność Ducha Świętego w moim życiu, używając biblijnych obietnic i właściwie nie prosiłam o nic innego. Od tego momentu zaczęły się te wszystkie trudne historie z tego tygodnia. Miałam kilka słabszych momentów w tygodniu, ale codziennie znajdowałam wzmacniające obietnice z Biblii:






Dzisiaj jest sabat i odpoczywam od pakowania i sprawdzania ogłoszeń. Zostałam w domu, do bólu gardła doszedł katar i pomimo fantastycznej pogody czułabym się niekomfortowo chodząc wszędzie z Tantum verde i chusteczkami. Obejrzałam transmisję nabożeństwa z Foksal i trochę więcej pospałam.


Bardzo jest mi żal się przeprowadzać. Niechętnie myślę o mieszkaniu w mieście. Przyzwyczaiłam się do widoku na ogród z okna wieży, do ciszy i spokoju. Mieszkanko na Tureckiej ma 14 m2, przeprowadziłyśmy się do niego z Olą 8 lat temu, kiedy ona zaczęła studia, a ja pracę w Warszawie. Mieszkałam tam rok i zmieniłam na Michałowice. Teraz wracam do punktu wyjścia... a może do początku czegoś jeszcze innego?


Komentarze