Translate

The wrong way.



Wyobraź sobie, że postanowiłeś wyruszyć w drogę i dojechać do słusznego celu. Wsiadłeś do swojego pięknego samochodu, zapiąłeś pasy i rozpocząłeś jazdę. W czasie drogi rozglądałeś się uważnie dookoła, patrzyłeś na znaki, kierując się nimi tak, żeby dojechać. W pewnym momencie skręciłeś w jakąś boczną drogę, ponieważ uznałeś, że to może być dobry skrót. Jechałeś długo, ale ulica nie miała końca, stawała się coraz węższa i węższa, coraz bardziej widziałeś, że po obu stronach tworzy się jakiś dziwny mur. Ale postanowiłeś jechać dalej, nie zawracać. I nagle... droga się skończyła. Przed tobą stał tylko wielki mur i nic więcej. Co gorsza, uliczka stała się tak wąska, że samochodem nie było możliwości zawrócić. Co robisz?

Siedzisz jakiś czas, zastanawiając się nad swoją obecną sytuacją. Myślisz: "Przecież nie mogło być żadnej pomyłki. Znaki wskazywały właściwą drogę. Na pewno jadę dobrze. Ten mur tutaj to jakieś nieporozumienie. Nie powinien istnieć. Muszę poczekać, aż zniknie." Czekasz i czekasz, ale mur nadal jest, tam gdzie był.

Wychodzisz z samochodu i oglądasz mur dokładnie. Myślisz: "Hmm, jednak ten mur faktycznie tutaj jest. Ale wcale nie jest taki potężny. Wystarczy włożyć w niego trochę pracy, trochę go rozkuć i sam się rozpadnie." Po czym uderzasz w niego czym popadnie. Trwa to dość długo. Ale poza tym, że jesteś cały poobijany i potwornie zmęczony, mur się nie rozpada.

Mija kilka miesięcy. Nadal tkwisz przy murze. Odbierasz kolejne telefony:
"Synku, gdzie ty utknąłeś? Dlaczego nie wracasz? Nie ma sensu tkwić przed tym murem. Rękami go nie rozwalisz, tym bardziej zderzakiem samochodu. Zostaw to i wracaj do domu. Tęsknimy za tobą."
"Stary, zwariowałeś? Przecież od początku to nie miało przyszłości. Na początku tej ulicy stał znak "Zakaz wjazdu", nie widziałeś? Jak mogłeś się tak głupio wpakować?"
"Zrobiłeś się strasznie obcy i nieprzyjemny, odkąd tam utkwiłeś. Myślisz ciągle o tym murze. Nie chcesz nikogo słuchać. Nie umiem już z tobą rozmawiać jak dawniej. Jeśli coś z tym nie zrobisz, to chyba będzie koniec z nami."

Wysłuchujesz tego wszystkiego, ale właściwie to jesteś wściekły. Nikt nie będzie ci mówił, co masz robić. A jak nie chcą z tobą gadać, to nie. Nie potrzebujesz ich.

Mijają już lata. Ludzie śmieją się z ciebie, kiedy nie widzisz, znajomi i bliscy są zmartwieni i smutni, ale nie masz ochoty ich słuchać. "Potrafią tylko narzekać i użalać się. Niechby sami spróbowali kuć ten mur. Przecież musi być jakiś sposób. Może trzeba spróbować nad nim przelecieć. Muszę się mocno skoncentrować i w to uwierzyć. Nie ma rzeczy niemożliwych." Niestety pomimo twoich usiłowań nie możesz wzbić się w powietrze.

I tak wszystko toczy się w tym samym trybie i nic się nie zmienia.

A teraz pomyśl: czy to jest prawdziwe życie?
Czy osiągnąłeś choćby w maleńkim stopniu swój zamierzony cel, poza tym, że się porządnie poobijałeś?
Czy to wzmocniło cię moralnie czy duchowo, czy też stałeś się zgorzkniały, zniechęcony i zgryźliwy?
Czy zyskałeś coś lepszego i szlachetniejszego, czy raczej straciłeś to, co miałeś do tej pory?
Czy zamierzasz tkwić całe życie w ślepej uliczce, tylko dlatego, że boisz się przyznać, że mogłeś się pomylić i że nie jesteś pewny, czy zawrócić i spróbować czegoś nowego?
Wiem, o czym mówię. Ja też tkwiłam kiedyś w ślepej uliczce, waląc głową w mur, i to całkiem niedawno. Ale w końcu oprzytomniałam i zostawiłam to bezsensowne zajęcie. Nie ma sensu ranić siebie i innych naokoło. To nie jest życie, to wegetacja.

Proszę cię, zawróć. Jeśli trzeba, porzuć samochód. Porzuć to wszystko, co masz, swoje poglądy, przekonania, ideały i upór. Te rzeczy nie są wcale ważne ani dobre, jeśli trzymają cię w miejscu i nie pozwalają ruszyć dalej. Wyjedź na prostą, zobacz, że życie wcale nie wygląda tak paskudnie, nie składa się z wąskiej ulicy i muru. Możesz mieć o wiele więcej.
Możesz być wolny.
Czy tego chcesz?

Komentarze