Każdy dzień ciągnie się jak makaron.
No to mamy weekend. Pierwszy dzień ze słońcem od dwóch tygodni. Czas najwyższy, bo zaczynałam popadać w depresję. Wczoraj wieczorem byłam tak rozbita kilkoma niemiłymi sytuacjami, że poryczałam się rzewnie przed zaśnięciem i zaczęłam pisać do Rozuma, jak mi smutno i źle samej i że miał rację, że to wszystko przez brak chłopa. Oczywiście, że było to naciągane, bo to nie bezpośrednio przez to i miało tylko sprowokować dyskusję. Ale faktem było, że brakowało mi strasznie kogoś, z kim mogłam się podzielić tymi radosnymi i przykrymi rzeczami. Odpisał, chociaż było już późno i o tej porze zwykle śpi. Jak zawsze trochę się powymądrzał, ale wysłuchał i zapytał życzliwie, co się wydarzyło. Nie była to typowa rozmowa, raczej kilka wymienionych wiadomości, ale odebrałam z nich pozytywne przesłanie, że nadal jest moim przyjacielem, który mnie rozumie pomimo tego, jak nieskładnie mówię i się czuję i jest gotowy mnie wysłuchać. Bardzo mnie to podniosło na duchu. Dobrze jest to wiedzieć, chociaż nie mamy już takiego kontaktu, jak dawniej. Czasami brakuje mi rozmów z nim, nawet tego jego docinania i kontrolowania. Jak pomyślę o wszystkich głupich rzeczach, które razem robiliśmy, a do których mnie namówił, przegadanych godzinach w najdziwniejszych miejscach, obejrzanych filmach, słuchanej muzyce, nawet bezsensownych dyskusjach o wszystkim i o niczym, to dochodzę do ponurego wniosku, że nikt nie jest w stanie tego powtórzyć. Areczek, Tygrys i inne zaprzyjaźnione osoby to fajni koledzy i można z nimi szczerze pogadać, ale wypełniają jedynie jakiś fragment życia, nie są jego integralną częścią. Rozum też nie był nią tak w pełni, chociaż mocno się w niej zakotwiczył.
Dzisiaj wyjazd do Katowic, na próbę All4Him. Oby weekend nie był zbyt intensywny, bo w poniedziałek zasnę w pracy. Dzisiaj zrealizowałam jedno z moich ukrytych marzeń: wysyłałam wezwania do zapłaty :P na szczęście nie w swoim imieniu, więc nikt nie powinien mnie ścigać :P
Komentarze