At the heart of image
Do dalekiej wycieczki trzeba się porządnie przygotować, jak mawiał kogut z "Misia Uszatka". Wydobyłam z domowej biblioteczki książki i albumy o Bieszczadach, a przy okazji z szafki stary aparat. Niestety nie dało się go uruchomić, poza tym już dawno jego parametry się zdezaktualizowały (rozdzielczość 5 mpix to mój telefon ma). Powiedziałam o tym mamie, a ta stwierdziła, że w takim razie trzeba kupić nowy. Usiadłam więc i zaczęłam szperać na stronie MediaEkspert, szukając niedrogich aparatów kompaktowych. Okazało się, że już od 250 zł można kupić taki aparacik z rozdzielczością 16 mpix, całkiem ładny Nikon Coolpix L27, który robi już niezłe zdjęcia. Zarzuciłam temat także Tygrysowi, który zaczął sprawdzać opinie o aparatach. Poszukał coś o Benq, Samsung i innych, które mu wysłałam. Zrobiłam się spokojniejsza, że zajął się tym ktoś bardziej kompetentny, niż ja.
Tata pojechał dzisiaj i ostatecznie facet w sklepie doradził mu inny, z lepszymi parametrami: Olympus VR-340.
Pobawiłam się trochę tym aparatem, jest zgrabniutki, leciutki, w sam raz do zabrania do torebki na każdą okazję. Ma różne ciekawe tryby robienia zdjęć, takie efekty: rybie oko, punk, świetlista poświata i inne gotowe filtry. Ot, taka elektroniczna zabawka.
Ośmieliłam się i zaczęłam szukać lustrzanek w granicach do 1 tys zł. Okazało się, że można kupić używane, w bardzo dobrym stanie lustrzanki Nikona, Sony, Canona.
Oto Nikon d80, dostępny razem z obiektywami. Dla moich zupełnie amatorskich zdjęć wystarczyłby zupełnie, a jednak jakość byłaby nieporównywalnie lepsza, niż kompaktowego.
Jest cel, na który warto zbierać gotówkę :) tylko na razie są pilniejsze wydatki :P
Komentarze