Zasnę na stole.
W ten weekend dokonałam wolnej interpretacji piosenki Renaty Przemyk, mianowicie spałam na stole. Nie z powodu, że nie było innego miejsca, po prostu jakoś tak wyszło. Oddałam Sandrze łóżko, bo z jej brzuchem spanie na podłodze to byłaby męczarnia, a że w pokoiku stał niski stół, dostatecznie szeroki, żeby zmieściła się na nim karimata czy dmuchany pojedynczy materac, więc dałam upust swojej ciekawości świata i rozłożyłam się ze swoim spaniem na stole, stopy opierając o grzejnik.
Tak jak wcześniej wspominałam, byłam w Poznaniu. Nie jestem w stanie obliczyć, który to już raz w tym mieście, szósty, a może siódmy? W każdym razie nigdy do tej pory nie udało mi się go spokojnie obejrzeć, nie licząc wyprawy na camp w '97, kiedy zatrzymaliśmy się chwilę na Rynku i mamy kilka zdjęć, jak czekamy na trykające się koziołki. W sobotę wieczorem, po całym dniu obrad rady drużynowych, byłam tak wyczerpana siedzeniem w budynku, że bezwiednie wypowiedziałam na głos życzenie: "Ale bym sobie poszła na spacer" i zaraz, niczym dżin z lampy Aladyna, odezwał się Krzysiek: "Dobry pomysł, to idziemy?" No i poszliśmy.
Krzysiek to ten pogodny człowiek, który 5 lat temu odwiedził nas w Warszawie w mieszkanku na Tureckiej i z którym zwiedzaliśmy miasto. Przypominam sobie, że zapraszać krakusa do Warszawy zdawało mi się wielkim faux pas, ale ma on na tyle otwarty światopogląd i umiłowanie przygód, że z chęcią przyjął zaproszenie. Zdjęcia z tej wyprawy tutaj. Z wyprawy po Poznaniu niestety nie mam zdjęć, mój aparat w telefonie nie poradziłby przy takim świetle. A szkoda, bo zakątki były piękne.
Wychodząc z Zeylanda zerknęliśmy tylko na mapę, żeby się zorientować, w jakim kierunku trzeba iść na Stare Miasto, ale potem i tak poszliśmy na przełaj. Kiedy spodobała się nam jakaś uliczka, to po prostu w nią skręcaliśmy. Tempo nie było bynajmniej spacerowe, bo przy tej pogodzie jedynie szybki marsz ratował od zamarznięcia. Ale lubię takie tempo, męczę się, chodząc wolno. Zobaczyliśmy zamek, filharmonię Poznańskich Słowików, Stary Rynek i kilka innych ładnych miejsc. Cieszyliśmy się jak dzieci, oglądając coś nowego. Przegadaliśmy też chyba ze dwie godziny o różnych ostatnich dziejach. Fajnie się dowiadywać o dobrych zmianach.
Zdjęcia z posta były robione znienacka i przyłapano mnie w pozach co najmniej dziwnych, ale niech tak zostanie.
Komentarze