Trzy ekrany.
Wieczór przed trzema ekranami: "Mam talent" w TV, kopiowanie zdjęć z komputera i film z laptopa. Ale z tego wszystkiego najbardziej wkręcił mnie był film, oglądany w przerwach na reklamy i po "Mam talent" już nieprzerwanie do końca. No, może z przerwami na przerzucenie zdjęć. Wprawdzie miałam do wyboru jeszcze dwa sezony House'a i "Króla Artura" oraz kilkanaście innych sensacyjnych, sci-fi i w ogóle hitów kinowych ostatniego roku, ale obejrzałam cukierkową, nierealistyczną francuską komedię romantyczną o samo-za-siebie-mówiącym tytule "Miłość. Nie przeszkadzać!".
Irene (Audrey Tautou) zajmuje się uwodzeniem bogatych mężczyzn. Pewnego dnia myli nieśmiałego i biednego jak mysz kościelna kelnera z Grand Hotelu Jeana (Gad Elmaleh) ze znanym milionerem. Gdy okazuje się, że portfel mężczyzny świeci pustkami, piękna Irene odchodzi. Niezrażony i zakochany w niej Jean podąża jednak jej śladami.
Kobieta uczy go jak zdobywać serca zamożnych dam. Jednak odmieniony Jean zaczyna podobać się także swojej nauczycielce miłosnego fachu...
W niczym nie przypominała mojego życia, nawet fragmentu mojej historii, w ogóle mnie nie roztkliwiła, nie wywołała żadnego żalu, nie przywołała żadnych marzeń ani wspomnień, po prostu była i się skończyła. Lubię czasami obejrzeć takie filmy, które niczego nie wnoszą ani niczego nie zabierają. Za dużo myślenia i przeżywania męczy.
Jutro ostatni dzień samotnego weekendu w mieszkaniu. Trochę zaczyna to być nużące, te trzy ekrany. Każda powinna mieć swój.
Komentarze