Translate

Autobronzant Yves Rocher, czyli prawie jak wakacje na Krecie

Plażing smażing dobra rzecz, ale mam to wątpliwe szczęście, że jestem blondynką o jasnej karnacji, a słońce spala mnie na czerwono. W tym roku udało mi się już sporo poleżeć na słońcu z różnymi wynikami, ale imponującej opalenizny nie uzyskałam. Smaruję się zawsze emulsją do opalania, żeby nie cierpieć w nocy. Jak do tej pory udało się skutecznie uchronić przed poparzeniami i chociaż na parę dni uzyskać ciemniejszy odcień. Ale jak tu zrobić, żeby nie wyglądać tak blado?
Ola kupiła ostatnio w internetowym sklepie Yves Rocher samoopalacz w sprayu i wypróbowała go wczoraj na mnie. Spryskała mnie dokładnie, rozsmarowała rękami w gumowych rękawiczkach, żeby nie zabarwić dłoni i przykazała przez 3 godziny nie mieć żadnego kontaktu z wodą, w przeciwnym razie będą smugi. Żeby ewentualnie zmyć, trzeba użyć pasty do zębów (dziwne, ale rewelacyjnie schodzi), soku z cytryny lub wody utlenionej. Efekt utrzymuje się przez kilka dni, nie brudzi wanny. Preparat ma przyjemny, ziołowy zapach, co jest bardzo na plus, bo ja wracałam od Oli do siebie i nie chciałam wonieć jakimś podejrzanym specyfikiem. Składniki pochodzą z ekologicznych upraw, więc nie powinno być reakcji alergicznych. Butelka zdaje się być wydajna, na 10 razy powinna starczyć.
Na mnie wyszła delikatna, złotawobrązowa opalenizna, bez smug. Całkiem ciekawy efekt, bardzo naturalny :) teraz mogę szpanować, że byłam na wakacjach na Krecie :P

Komentarze