Henna u Oli
Ola skończyła studia w tym roku, ale postanowiła uczyć się dalej i zaczęła policealną szkołę kosmetyczną. Zajęcia praktyczne bardzo jej się podobają, ale na teorii straszliwie się nudzi, bo ma powtórkę z anatomii w okrojonym wymiarze, a przepisać jej ze studiów nie chcą, bo przedmiot nazywa się "anatomia z dermatologią". Ostatnio uczyli się nakładania henny na brwi i rzęsy, zdała na 5, więc namówiła mnie, żeby sobie na mnie popraktykować. A że ufam jej bezgranicznie (od dwóch lat rozjaśnia mi włosy i wychodzi jej to rewelacyjnie), więc wybrałam się wczoraj do niej na zabieg. W salonie w Warszawie kosztuje to 35 zł, mnie wyniosło to tylko koszt materiału, a wyszło tego tyle, że starczyłoby jeszcze na 5 osób.
-2 opakowania henny proszkowanej Delia z Rossmanna (grafitowa i brązowa) - 2 x 2,50 zł
-wykałaczki do brwi- 1,99 zł
Potrzeba jeszcze:
-patyczek drewniany do rzęs (najlepiej do skórek z Rossmanna)
-woda utleniona
-płatki kosmetyczne
-oliwka lub tłusty krem.
Chociaż słyszałam, że ludzie robią sobie to samemu, ja jednak nie miałabym odwagi, po tym, jak widziałam, jak Ola to robiła. Pewnie wypaliłabym sobie oczy, znając swoje szczęście. Ola najpierw rozrobiła oba proszki w wodzie (chyba utlenionej). Miałam już przygotowaną twarz: zmyte dokładnie mleczkiem i tonikiem okolice oczu, żadnego tuszu od rana, skórę wokół brwi i rzęs posmarowaną oliwką, żeby się nie zabarwiła, a do tego Ola podłożyła pod powiekę namoczony płatek kosmetyczny i na nim umieściła rzęsy. Potem ostrzegła, żebym pod żadnym pozorem nie otwierała oczu, aż mi powie, bo inaczej będzie piekło w oczy. Nastraszyła mnie tak, że potem nie mogłam opanować mrugania. Bardzo się boję zabiegów na oczach, bo często robią mi się jęczmienie, a kiedyś miałam reakcję uczuleniową po kosmetykach, więc staram się nakładać na nie jak najmniej chemii. Ale Ola powiedziała, że henna jest naturalnym barwnikiem roślinnym, z rośliny o śmiesznej nazwie Lawsonia bezbronna, więc nie powinno się nic stać.
Rozrobiona henna jest czynna tylko przez 15 minut, więc trzeba nakładać to szybko, ale ostrożnie. Na rzęsy nakładała to patyczkiem do skórek, a na brwi wykałaczką. (Tutaj uwaga od Oli: lepsze są wykałaczki o jednym zaostrzonym końcu). Na brwiach trzymała hennę około 3 minut, na rzęsach trochę dłużej. Potem zmyła wszystko dokładnie namoczonym wacikiem.Brwi miałam już wyregulowane, więc nie musiała nic robić, ale zwykle robi się to po hennie. Niedługo będą się uczyć depilacji woskiem, więc wtedy się wybiorę :)
Efekt bardzo mi się spodobał: brwi ciemniejsze, ale naturalnie, rzęsy głęboko brązowe aż po same końcówki (zwykle mam trochę jaśniejsze na końcach i pociągam je tuszem), a rzęsy na dole wreszcie widoczne. Efekt utrzymuje się przez 2 tygodnie i nie trzeba nakładać żadnego tuszu, chyba, że ktoś chce je dodatkowo pogrubić czy podkręcić. Ja się cieszę, że nie będę musiała, bo bardzo mnie denerwuje, że mając tusz nie mogę trzeć oka i wieczorem mam piekące powieki.
Kto chce pójść ze mną następnym razem? ;)
Komentarze