Osoba X.
Wyjątkowo pociągająca (smark) i wyjątkowo szpetna jednocześnie.
Korzystając z chwilowej poprawy stanu zdrowia udałam się do lekarza i na zakupy przed próbą. Lekarka stwierdziła, że antybiotyku nie trzeba, tylko kurować się domowymi sposobami i wygrzewać się w dalszym ciągu. Uuuuuuch, mam już dosyć siedzenia w domu! Ale na zewnątrz wcale nie jest lepiej:/
No, ale się zapętlam. Chciałam wytłumaczyć, skąd to emo-zdjęcie powyżej i dlaczego wyglądam na nim jak zombie. Otóż to charakteryzacja do przedstawienia. Mam grać nastolatkę z problemami. Nastolatką nie jestem już parę ładnych lat, więc kostium musiałam nabyć drogą kupna. Wypatrzyłam tę cudowną koszulkę w sklepie House (kamizelka jest doszywana, zatem stanowi integralną część z koszulką), uznałyśmy z Olą, że jest odpowiednio buntownicza, ale nie lansiarska. Napis na niej brzmi "Live fast, die young". Nie ma na niej głupich komiksów, pstrokacizny ani rzucającej się w oczy trupiej czachy. Trupie czachy na froncie uznałam za obciachowe. A jak ujrzałam takową na koszulce dla dziecka, myślałam, że spadnę. Memento mori, owszem, ale bez przesady...
Prawdę mówiąc, myślałam, że to z koszulką będzie najwięcej zabawy, a jednak nie. Najbardziej czasochłonne okazały się... trampki. Widać dawno nie kupowałam sportowych butów (swoje adidasy mam już ze 3 lata w niezniszczonym stanie, a wcale nie były oryginalne ani drogie), bo widząc ten szalony wybór doznałam szoku. Trampki we wszystkich kolorach tęczy, z wzorami ze wszystkich kreskówek świata, a wszystkie drogie... za mniej niż 40 zł butów nie kupisz. Do lamusa odeszły halówki i zwykłe czarne trampki z białymi sznurowadłami. W każdym razie damskiego rozmiaru nie mogłam znaleźć... Ostatecznie po długich poszukiwaniach nabyłam zwyczajne, czarne trampki nr 40 za 15 zł. Ludzie, co ten kapitalizm zrobił z porządnych butów...
Spodni na szczęście nie musiałam kupować (Ola użyczyła mi swoich) i całe szczęście, bo bym tam oszalała. Ostatecznie kupiłam jeszcze pas z pseudoćwiekami i czarny lakier do paznokci. Na ładne ciuchy nie mogłam już patrzeć. Nos mi się zamienił w wodospad Niagara i głowa mi pękała. Nigdy więcej zakupów, jak jestem chora, bo to udręka, a nie przyjemność.
No i co? Nico. Polopiryna na noc i liczymy, że ten potworny katar i ból głowy w końcu znikną. Ileż można chorować... Długi majowy weekend ma być śpiewający! Trzeba zdrowieć! Aaaa!
Ave śmiertelnicy.
(To tak, żeby w klimacie zdjęcia było.)
Komentarze