Translate

Camp w skrócie



Krótki ten camp w tym roku, ale intensywny. Wydaje się, że jak nie prowadzę chóru codziennie, to powinnam mieć masę czasu. Ale okazuje się, że znaleźć chwilę na napisanie kilku zdań jest trudnym zadaniem. Zobowiązałam się wobec Daniela, że będę pisać regularnie notatki z każdego dnia i przez to muszę być na większości programów, żeby wiedzieć, co się dzieje. Zabieram komputer dosłownie gdzie się da i piszę. Robię notatki z wykładów Ranko Stefanovica, a wykłady są bardzo dobre. Jak przyjeżdża specjalista z Generalnej Konferencji od Objawienia, to jest czego posłuchać ;) a oprócz samej teologicznej treści jest też czas na pytania i odpowiedzi i wiele wątpliwości jest wyjaśnianych przez przedstawienie oficjalnego stanowiska kościoła. Nie wszystkim się to podoba, bo przyzwyczaili się do swoich lokalnych poglądów i ciężko im zrozumieć ten obiektywny punkt widzenia. Ja się cieszę, bo będę miała do czego zerkać, kiedy już po wakacjach wrócimy do naszego studium Objawienia z młodzieżą. Chętnie bym się tym podzieliła, czego się dowiedziałam, ale ciężko mi ogarnąć moje notatki, pewnie łatwiej byłoby to opowiedzieć ;)

Co wieczór mamy program o 21. Był już "Jeden z dziewięciu", "Familiada", a jutro czeka nas "Jaka to melodia". Wiadomo, że w warunkach campowych nie stworzymy super ekstra oprawy, ale powiem ci, że to, co udało się nam dokonać, przerosło nasze oczekiwania. Wczoraj półtorej godziny przed wykładem chłopaki wzięli się za montowanie stołu z przyciskami i żarówkami do zgłaszania się zawodników. To było szalone przedsięwzięcie, ale dokonali tego. Kuba z Poznania zaplanował cały układ, wziął kilku chłopaków, narzędzia, znaleźli deskę, metalową konstrukcję stołu i zmajstrowali nieomal profesjonalny stół z przyciskami, lampami i to wszystko działało :) na "Jaka to melodia" będzie już gotowe. Wczoraj na Familiadzie mieliśmy pełny namiot, mnóstwo śmiechu i bawiliśmy się rewelacyjnie. Fajne jest to, że trafiają się tacy ludzie, którzy są zdolni i potrafią zrobić takie rzeczy. 
W niedzielę z Olą rozwaliłyśmy system: Ola wygrała Camparaton w kategorii kobiet, a ja zwyciężyłam w biblijnym konkursie diecezji na wzór "Jeden z dziewięciu". Ola zupełnie się nie spodziewała, zaczęła biegać od kilku tygodni, jak dobiegała do mety, nie wiedziała, że wygrała i cieszyła się potem przez cały dzień. Ja zostałam zwerbowana do konkursu na kilka godzin przed, usiadłam więc szybko z Biblią i zaczęłam sobie przypominać fakty. Spotkałam w kawiarence Adama Grześkowiaka, który mnie przeegzaminował z Nowego Testamentu: ile rozdziałów mają ewangelie, ile listów napisał Paweł i inne takie przeróżne ciekawostki. Na konkursie miałam sporo podobnych pytań, które mi Adam zadał ;) przez cały konkurs nie straciłam ani jednej szansy. Ludzie już buczeli na publiczności, kiedy brałam pytania na siebie :P ale potem podchodzili i gratulowali, bo nie widzieli jeszcze czegoś takiego. Błażej miał niewiele mniej punktów i na koniec Marek, który prowadził program, pękał z dumy, kiedy prezentował zbór, z którego pochodzimy. Ale mi nawet nie chodziło o to, żeby zwyciężyć (no, może trochę tak ;)  tylko żeby pokazać, że Biblię powinniśmy dokładnie znać i jest to możliwe. Po "Jeden z dziewięciu" przez kolejne dwa dni ludzie do mnie podchodzili i gratulowali, inni mnie znienawidzili, bo pokonałam ich diecezję, w dodatku śmiałam studiować w WSTH i to było strasznie niesprawiedliwe :P teraz się niektórzy boją, że jak wyjdę i wystąpię w jakimś konkursie, to ich zakasuję i nie będą mieli szans :P czuję się, jakbym chodziła do podstawówki i dzieciaki mi zazdrościli, że się uczę lepiej od nich. Czasami jest to mocno przytłaczające, kiedy widzę, że mocno odstaję od jakiejś normy. Co ja na to poradzę, że teologia to mój konik i że mam dobrą pamięć do nazw? Przecież nie będę udawać, że nie wiem, o co chodzi, żeby komuś nie było przykro. 

Pogodę mamy bardzo zmienną. W zasadzie jest trudno przewidzieć, czy za pół godziny się nie pogorszy. Dzisiaj było upalnie, ale już nadciągają chmury. Wczoraj było oberwanie chmury podczas wykładu. 

Pomimo obaw jest na campie sporo ludzi, dojeżdżają kolejni i są tradycyjne kolejki pod prysznic rano. Ale jest ciepła woda i dlatego nie ma co narzekać :)

Ciekawa rzecz jest z zespołem campowym. Nie ma całego składu New Heaven, tylko pozbierali różne dostępne osoby, śpiewają Kasia i Marta z naszego zespołu. Całkiem nieźle to brzmi, bo dziewczyny są raczej zgrane. Ale zwróciłam się do Daniela Kluski, że warto włączyć w repertuar campowy trochę pieśni dla starszej części campu, nie tylko same nowe pieśni młodzieżowe i zaczęli przed każdym wykładem grać także pieśni z naszego kościelnego śpiewnika: raz akustycznie, ze skrzypcami, raz z całym zespołem, ale wprowadziło to miłą odmianę i wydaje się, że ludzie są z tego zadowoleni :) wiadomo, że to jest camp młodzieżowy, ale mamy tutaj wszystkie pokolenia i trzeba ich wszystkich w miarę możliwości pogodzić.  

Cieszę się też z każdej decyzji naszych młodych pathfindersów, którzy podjęli w tym roku decyzje chrztu. Kuba Szambelan chrzci się na campie, Zuzia i Kasia Śleszyńskie miały chrzest miesiąc temu, Andrzej Popow ma chrzest w sierpniu, Kamil Olszewski na obozie... Nie będzie mnie w tym roku na obozie, ale jest planowany chrzest. To takie motywujące, że ta nasza praca dla młodzieży ma sens, że podejmują decyzje dla Boga, czują się potrzebni, są aktywni w kościele. Ekipa namiotowa na campie to w większości pathfindersi. Prowadzą też program popołudniowy dla dzieci i robią to z radością i zaangażowaniem, aż fajnie popatrzeć :)


Dobrze jest tu być z tymi wszystkimi ludźmi, z tą wielką rodziną. Będzie mi tego brakowało, kiedy wrócę do domu.

Relacje z poszczególnych dni campu dostępne tutaj.





Komentarze