10 000 reasons
Witajcie! Wróciłam wczoraj do domu po osiemnastogodzinnej podróży autokarem, wstawiłam pranie i dzisiaj wyruszam dalej, do Gdańska na próbę, ale nie mogę nie wstawić choćby kilku zdań komentarza o camporee :)
Na camporee pierwszy raz czułam dumę narodową :) może nie byliśmy najliczniejszą reprezentacją i nie mieliśmy tylu fantastycznych budowli użytkowych, co Norwegowie, ale nasza brama była atrakcją camporee. Ludzie przychodzili i robili zdjęcia z wartą w mundurach i o wyznaczonych godzinach była otwierana i zamykana brama, bo ludzie chcieli zobaczyć, jak ona działa :) w ogóle nasz obóz przypominał wojskowe koszary, bo na co dzień większość z nas chodziła w moro, nasza świetlica wyglądała jak fort, a dyscypliny na apelach, przemarszach w kolumnie i innych wydarzeniach można było nam pozazdrościć :)
Nie wiem, jak było na innych camporee, ale tym razem nie było porannego programu w dużym namiocie, więc poranne nabożeństwa mieliśmy w naszym obozie po polsku, z materiałami do studium w zastępach. Dla mnie to było nawet ważniejsze od wieczornego programu, bo w języku ojczystym i było to coś w rodzaju szkoły sobotniej. Wieczorny program też był wartościowy, ale nie dla wszystkich starczyło zestawów tłumaczeniowych i część z tego, co było mówione, ulatywała niezrozumiana. Ja nie korzystałam z tłumaczenia i starałam się koncentrować, żeby rozumieć, ale momentami też nie było to łatwe.
Śpiew prowadził zespół Overflow, ten sam, co grał na kongresie w Monachium w 2009 roku. Instrumentaliści - prawie wszyscy czarni ;) repertuar mieli taki rozrywkowo-pląsowy, tak to bym określiła, ale jakoś nie gryzło mi się to z atmosferą młodzieżową :) nie zawsze byłam w nastroju, żeby razem ze wszystkimi podnosić ręce do góry czy robić inne akrobacje, ale to, co mi się podobało, to że po zakończeniu programu muzycy grali do końca, kiedy ludzie opuszczali namiot. Bardzo fajnie brzmieli, wokale były spójną całością. Poniżej piosenka, która najbardziej mi zapadła w pamięć. Jest tekst po polsku, wykonuje ją Exodus.
W drugi dzień camporee prowadziliśmy ognisko integracyjne dla około tysiąca dwustu osób, czyli połowy uczestników. Dowiedzieliśmy się o tym tego samego dnia i Ola Stasiak, która miała prowadzić, była tak spanikowana, że nastrój zmieniał się jej co chwilę, ale ostatecznie przygotowaliśmy kilka fajnych pląsów, konkurs na reklamę i piosenkę, kilka elementów integracyjnych, przygrywał nam zespół, który w lot chwytał tonacje. Całość okazała się absolutnym hitem, a organizatorzy powiedzieli, że to był najlepszy program integracyjny, jaki kiedykolwiek był na camporee. Następnego dnia powtórzyliśmy go dla drugiej połowy obozu i odtąd wszyscy kojarzyli nas z "laj luli, laj luli" ;)
Codzienne activities sprawiały, że camporee było jednym wielkim festynem :) też skorzystałam z kilku, ale ogólnie najwięcej było rękodzieła, a to nie jest moim hobby. Zjazd na linie, wspinaczka na ściankę, gra w dwa ognie z strzelaniem z łuku gumowymi strzałami czy warsztaty gry na werblu były fajne, ale brakowało czegoś dla wieku 16+, takiej dobrej awantury :) był wypad nocny organizowany dla Roversów, ale ci, którzy poszli, powiedzieli, że nie było niczego porywającego, na dodatek organizatorzy nie dopracowali stanowisk i ustawiali je na bieżąco. Śmiem twierdzić, że nasze bitwy o flagę czy gra miejska na biwaku "Bumerang" były o wiele bardziej ciekawsze :)
Zdobywanie specjalnej sprawności camporee, czyli Treasure Hunt, to była fajna okazja do zwiedzenia obozów. Najlepsze wizyty były w obozie Albanii, Chorwacji i Słowenii. Nie było ich zbyt dużo, ale okazało się, że to bardzo sympatyczni i gościnni ludzie, pomysłowi i z wielkim poczuciem humoru :) nasi sąsiedzi Izraelczycy też okazali się bardzo sympatyczni. Połowa z nich mówiła po rosyjsku ;) kiedy mieli prezentację na wieczorze międzynarodowym o swoim kraju i włączyli filmik "Tak to się zaczęło", w którym były sceny z historiami biblijnymi, a potem współczesne migawki z działalności drużyny, do tego zatańczyli taniec żydowski i zakończyli go układem w kształcie gwiazdy Dawida, przeżyłam ogromne poruszenie. Jakby nie było, takiej historii wszyscy mogli im pozazdrościć, a największy człowiek, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi, urodził się w ich narodzie.
Wzruszającym momentem był także chrzest Oli Stasiak w mundurze. Wielu z nas zazdrościło jej tego :P
Na fotorelację z całego wydarzenia zapraszam tutaj . Zdjęcia powiedzą więcej niż tysiąc słów, zatem nie przedłużam mojego komentarza :) już planuję wyjazd za 4 lata, chociaż kto wie, co się do tego czasu wydarzy :)
Komentarze