I do believe in love.
Szłam dzisiaj ulicą, wracając z pracy, oszołomiona ruchem ulicznym i czytanymi powieściami Musierowicz (powrót do książek z dzieciństwa zaskutkował podobnym stanem upojenia, jak przed laty). Przez głowę sunęły mi mądre cytaty o ludzkiej niedoli i znieczulicy społecznej - i jakby na zawołanie moich własnych myśli spostrzegłam na chodniku matkę z dzieckiem. Kobieta krzyczała, to słabo powiedziane, ryczała na chłopca, a dzieciak, cały zabeczany, w kółko próbował zwrócić uwagę matki na lecący samolot. Oczywiście bezskutecznie, bo ta była nieludzko wściekła. Aż się zagapiłam na ten widok i kobieta to zauważyła, więc dostało się i mi, że się wtrącam w nie swoje sprawy. Kiedy tak na nią patrzyłam, tłukły mi się po głowie wszystkie pedagogiczne metody, jak nie należy postępować z dzieckiem, jakieś analizy środowiskowe, studium stanu majątkowego kobiety po fizjonomii twarzy i ubiorze - jednym słowem cały zestaw teorii, ale pomimo tego ogromu wiedzy nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, jakby mnie sparaliżowało. No bo i co mogłam zrobić wobec obcej kobiety? Doradzać? Zapytać, w czym mogę pomóc? Napomnieć? Jakim prawem, skoro sama nie mam dzieci? Dlaczego w takich sytuacjach człowiek najbardziej sobie uświadamia, jaki jest bezsilny wobec zła?
Czasami staję bezsilna przed ludzką ograniczonością, uporem i ciasnotą myślenia. I tym maniakalnym przekonaniem, że "to ja mam rację, a inni się mylą". Widzę jak na dłoni, że człowiek ma z czymś poważny problem, który odbija się negatywnie na nim samym i innych; mało tego, inni też to widzą, (Jeżeli dziesięć osób mówi ci, że jesteś pijany, to może coś w tym jest?) próbują człowiekowi zasugerować delikatnie lub brutalnie (w zależności od temperamentu), ale on i tak żadnego sposobu nie chwyta. Wytacza tylko kontrargumenty, najczęściej opierające się na twierdzeniu "co mi wypominasz, skoro sam nie jesteś lepszy, bo robisz to, to i to."
I nic nie mogę zrobić, żeby to zmienić. To boli...
"Wszystko jak w "Królowej Śniegu". Okruchy diabelskiego zwierciadła, w oku i w sercu. W jednej chwili odmienia się widzenie i czucie. Wszystko wydaje się głupie, szpetne i złe. Kończy się tak, że człowiek sam siebie nie lubi, sam siebie nie poznaje. Uratować go może tylko miłość."
Małgorzata Musierowicz Imieniny, s.140
Dlatego uparcie i maniakalnie usiłuję wierzyć w miłość.
Żeby nie zwątpić w ludzkość do reszty.
Komentarze
P.S. Uwielbiam Jeżycjadę, co parę lat połykam całą. A to chyba były imieniny Róży, prawda?