Translate

Zaszyta w Zasłonach na 3 dni :P


Kolejnym miejscem na mapie, zasiedlonym przez rodzinę H, jest miejscowość Budy Zasłona, siedziba Fundacji Źródła Życia. Istny koniec świata, podobnie jak Zatonie. Rodzice wraz z Ronią przenieśli się tutaj w marcu, porzucając Willę z Bazin w Wojkówce (też koniec świata:P) i zamieniając ją na małe mieszkanko, ale pomimo tego metrażu są zadowoleni i czują, że rozpoczęli kolejny nowy etap w życiu. Ronia jest niezaprzeczalnie szczęśliwa: ma całą gromadę dzieci do zabawy i całe dnie spędza na zewnątrz, do czego w Wojkówce nie sposób było ją namówić :)
W ten weekend odwiedziłam farmę w Budach po raz pierwszy w życiu. Rodzice pozostawili mi Ronię pod opiekę i wyjechali na południe. Osiadłam więc na farmie na 3 dni. Dojazd z Warszawy (40 km) w piątek rano zajął mi 2,5 godziny: najpierw pół godziny w korkach do dworca, potem Kolejami Mazowieckimi ze Śródmieścia do Żyrardowa jakąś godzinę z hakiem, następnie busem do Mszczonowa ponad kwadrans i stamtąd nie ma już komunikacji publicznej, więc odbiera mnie mama samochodem. Taki zminiaturyzowany dojazd do Wojkówki: te same środki transportu, tylko 5 razy krócej. Ale cisza i spokój kosztują...
Trudno skrystalizować sobie trwałe poglądy po zaledwie dwóch dniach pobytu, ale przyznaję, że to miejsce ogarnęło mnie sobą do reszty. To nic, że pogoda paskudna, że jak nie wieje, to leje i dwa razy brakowało przez to prądu (przypomniały się stare, dobre zaborowskie czasy, kiedy spędzało się wieczory przy świecach). Ale jest atmosfera, bo są ludzie, którzy ją tworzą. Poczułam to w piątek wieczorem, kiedy za drzwiami mieszkania w pomieszczeniu zborowym rozpoczynaliśmy szabat, kiedy wysiadł prąd i Ania przyniosła mi świece; w sobotę na nabożeństwie i po nabożeństwie podczas wspólnego obiadu i spaceru po lesie; dzisiaj rano, kiedy usłyszałam odgłosy krzątających się za oknem ludzi w ogrodzie: na traktorze, z grabiami, robiących pomost na stawie, wyrywających drzewa z korzeniami. To ludzie tworzą to miejsce i tak o nie wspólnie dbają...
Poranny spacer ugruntował mnie w przekonaniu, że moje miejsce na ziemi jest na wsi. Wychowałam się na wsi, przeżyłam tam całe moje szczęśliwe dzieciństwo, bawiąc się i pracując na polu, a teraz od 4 lat wyrwano mnie z wioski i wtłoczono do miasta jak roślinę bez korzeni, żeby rosła na kamiennym bruku. Nie wiem, co ja tam w ogóle robię... Praca, wygodny dojazd? Ale co z tego, kiedy człowiek traci duszę i brakuje mu powietrza?
Obiecuję sobie, że jeśli będę miała własną rodzinę, to zamieszkamy w domu na wsi. Może na jakimś adwentowym osiedlu, jak tu na farmie albo koło Poznania. Może moje rodzeństwo się zjednoczy i osiedlimy się koło siebie. Ale nie w betonowej klatce...

Jutro powrót do Warszawy. Bleeee...

Komentarze

Nestii pisze…
Cisza i spokój kosztują- święte słowa. My też tęsknimy za przyrodą. Fajnie mieć taką odskocznie:) Pozdrawiam