Translate

Początek końca ;P



"Nie mamy czego się obawiać w przyszłości, chyba, że zapomnimy drogę, którą Pan nas prowadził, i to, czego nauczył nas w naszej dotychczasowej historii."
E. White "Life sketches", s.196


Przekonałam się o prawdziwości tego cytatu, oj przekonałam...

Dzisiaj mogę opisać mój pierwszy dzień w pracy bo czuję, że muszę to jakoś uzewnętrznić ;)
Historia tej pracy była zadziwiająca mnie samą, bo właściwie wcale jej nie szukałam, tj. szukałam wcześniej, ale nie było niczego odpowiedniego, wiec zrezygnowałam i siedziałam w domu. Męczyło mnie to, bo strasznie nie lubię takiej bezczynności. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że bez konkretnego zajęcia mi odbija. Nawet mi się już pracy mgr nie chciało pisać, no bo przecież jest tyle wolnego czasu... No i robiło się różne głupoty na necie i nie tylko :P
Przedwczoraj wieczorem wybrałam się na polowanie (Rozum tak nazywa zakupy wszelakiego rodzaju w moim wykonaniu:P). Po przeczesywaniu galerii w poszukiwaniu swetra i obczajaniu szalonych przedświątecznych promocji zmierzałam już ku wyjściu, wtedy niespodziewanie zadzwoniła koleżanka z klasy z muzyka, że potrzebują kogoś do biura tłumaczeniowego,i że pamiętała, że ja szukałam pracy i czy miałabym czas pracować na pół etatu. Lekka konsternacja, powiedziałam, ze pomyślę. Następnego dnia zagadałam do niej na gadu, zapytałam co i jak, no bo byłam zainteresowana, co tam miałabym robić, wysłałam CV, zostałam uprzedzona, że rozpatrzą, ale nic na pewno i takie tam. Pogadałyśmy, potem wróciłam do swoich zajęć. To było wczoraj. No i potem, parę godzin później ona do mnie dzwoni, czy nie przyszłabym do biura koło 15. "Oho" - pomyślałam - "czeka mnie jakaś rozmowa kwalifikacyjna..." Przyszłam cala zdygana, co to będzie, ale modliłam się w drodze, żeby Pan Bóg tym pokierował według swojej woli i bardziej już byłam ciekawa, co nastąpi, niż zestresowana.
Przyszedł szef, pogadaliśmy o warunkach, zaskoczył mnie propozycją pracy na cały etat, ale wstępnie umówiłam się na pół.
Powiedział, ze będę potrzebna już od następnego dnia, żeby się przyuczyć, więc już dzisiaj byłam. Od wieków nie wstawałam o 6, ponadto z wrażenia nie mogłam wczoraj zasnąć (no wiem, że jestem dziwna, ale zwykle tak przeżywam :P), więc pobudka dzisiaj była ekstremalnym przeżyciem i przez pół godziny chodziłam obijając się o meble :P no ale udało się zdążyć z porannymi czynnościami i pełna entuzjazmu wyszłam z domu, kierując się nową trasą w kierunku pracy. Przyszłam za dwadzieścia ósma, stanęłam przed zamkniętą bramą, nikogo nie było:P no nic, czekam. W międzyczasie mój entuzjazm lekko opadł, a zaczęło dominować przejmujące zimno w stopy. Podobno dzisiaj było -10, na szczęście tego nie wiedziałam, bo zmarzłabym 3 razy mocniej, a tak to tak w miarę :P potem dopiero koleżanka przyszła po 8 i otworzyła. Przekonałam się niniejszym o prawdziwości porzekadła: "Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu" i postanowiłam solennie przychodzić do pracy punktualnie.
Po odtajaniu w płaszczu i nad kubkiem herbaty Beatka zrobiła mi ponad półtoragodzinne szkolenie teoretyczne, a ja zaspana, półprzytomna, niewiele z tego czaiłam i kiwałam tylko odruchowo głową, powtarzając sobie w duchu: "Podobno mam w głowie dyktafon, później to sobie odtworzę:P" Pocieszyła mnie, że jak ona przyszła do pracy 2 lata temu, to musiała wszystkiego nauczyć się sama, ale że sobie poradzę.
Potem pojawiło się 3 klientów w ciągu dnia, dwóch zostawiło dokumenty do tłumaczenia, to ich wpisałam w bazę, zeskanowałam dokumenty, wysłałam skany do tłumaczy i to było moje przeszkolenie praktyczne ;)
W międzyczasie wpadł jeszcze kolega z drugiego biura, słynny Adaś (drugi po jej współlokatorze najmądrzejszy facet, jakiego zna Beatka ;) zrobiliśmy przemeblowanie w biurze i teraz mam wszystko fajnie poustawiane, tylko czekam na swojego laptopa :) przekonałam się też o jeszcze jednej prawdzie: ludzie z rocznika '86 są pozytywnie zakręceni :D
No i po dzisiejszym dniu powtarzam komu tylko mogę, że mnie to cieszy :) tak jakoś od środka to we mnie siedzi. A przeciez nic wielkiego nie robię ani nie zarabiam wielkich pieniędzy, ale dzieje się coś nowego i to mnie cieszy :)
Praca sama mnie znalazła, i to właśnie taka, jaką potrzebowałam :)
Bogu niech będą dzięki :)
No i kochanej Beatce, oczywiście :) to teraz wypada, żebym mówiła Ci "szefowo"... :P
Życzę wszystkim dobrego odpoczynku :)

Komentarze

Anonimowy pisze…
:) Spróbuj powiedzieć mi szefowo a "zabije" :P
A tak serio to cieszę się że mogłam pomóc mam nadzieję, że będzie się nam milo pracowało :)ciu
Anonimowy pisze…
Wspaniale!!! Myślę, że Pan Bóg, przynajmniej na razie, nie mógł Ci dać lepszej pracy!Pozdrawiam serdecznie AA
Anonimowy pisze…
ps. podziękowania i pozdrowienia dla Beatki AA