Zakaz przeklinania?
Dzisiaj Światowy Dzień Wegetarianizmu, ale tym razem nie o diecie chciałam napisać, a o potocznym "rzucaniu mięsem".
Kilka tygodni temu stałam w kolejce do kasy w Biedronce i byłam świadkiem burzliwej wymiany zdań między kasjerką a klientem. Podeszłam bliżej, usłyszałam przedmiot dyskusji… i przyznałam kobiecie w duchu rację. Kasjerka zwróciła uwagę mężczyźnie, że rozmawiał ze swoim kolegą używając potocznych wulgaryzmów. Kiedy zaczął się odcinać, zdenerwowała się i powtarzała, że kultura obowiązuje w każdym wieku i miejscu. Byłam zdumiona, że w kraju, gdzie modne stało się używanie słów na k*** i ch*** jako przerywnika w zdaniu, także w książkach, filmach i publicznych mediach, znalazł się ktoś, kto odważył się zaprotestować. Wielki szacunek dla tej pani.
W polskim prawie istnieje już zakaz przeklinania w miejscu publicznym. Daje mi to promyk nadziei, że jednak przeklinanie oficjalnie nie jest społecznie akceptowane (choć w praktyce to różnie wygląda). Pomyślałam jeszcze, jak by to było pięknie, gdyby w jakiś sposób ograniczyć przeklinanie czy obrażanie innych w wirtualnej przestrzeni publicznej. Nie wiem, jak was, ale mnie osobiście rani, kiedy widzę lub słyszę wulgaryzmy. Niestety przyzwyczaiłam się, chociaż nie oznacza to, że je toleruję, podobnie jak palaczy na przystankach, którzy przechadzają się tam i z powrotem, zatruwając innym życie.
Inną kategorią są obraźliwe wyzwiska w licznych dyskusjach, agresywne komentarze i generalnie wszelkie słowne przepychanki. Kiedy nie mam odwagi włączyć się w dyskusję i zaprotestować, walczę w inny sposób. Ukrywam komentarze lub posty, przestaję obserwować ludzi, którzy obrażają swoimi treściami innych. Nie muszę patrzeć na zło całego świata, a tym bardziej się nim brudzić.
Pewnie ktoś spróbuje się bronić: „Nie mogłem się powstrzymać, samo poleciało”. Może niech pomyśli o tym, że w przypadku potrzeby fizjologicznej, czyli jak kogoś bardzo „ciśnie", to stara się to zrobić w ustronnym miejscu typu toaleta, a nie na wycieraczce sąsiada czy na środku ulicy, bo akurat nie mógł się powstrzymać. Dla mnie przekleństwa, wyzwiska i odchody to ta sama kategoria. Minęły dawno czasy, kiedy pomyje wylewało się na ulice, bo nie było kanalizacji. Chyba, że się mylę?...
Komentarze