No expectations, no disappointments.
Mam naprawdę fajnych przyjaciół w osobie Oli i Kuby. Dzisiaj wręczyli mi urodzinowe prezenty (wcześniej nie było okazji się zobaczyć): bon upominkowy do Empiku i francuskie perfumy od mamy Kuby.
Seveline la fleur D'Oranger
Perfumy są intensywne i będę musiała je umiejętnie dozować, żeby nie być przytłoczona ich zapachem. Ale kompozycja wydaje się trwała :) Tym sposobem mam siedem flakoników perfum na jakie tylko chcę okazje, do dowolnego koloru ubrania i na każdy nastrój ;) czuję się prawie jak Paris Hilton :P Ciastka też zrobiły furorę w naszym małym gronie, przynajmniej dopóki Kuba nie odkrył, że jest tam żurawina :P spędziliśmy sympatyczne popołudnie jako miłą równowagę dla stresującego przedpołudnia.
Powzdycham trochę, żeby sobie ulżyć.
Ech... Ciężko prowadzić lekcję, kiedy nikt się nie odzywa i sama odpowiadasz na swoje pytania.
Uuuuch... Trudno być wyluzowanym, kiedy ciągle próbujesz być postrzegana jako profesjonalista i chcesz robić jak najlepsze wrażenie, a uświadamiasz sobie nagle, że zupełnie ci nie wyszedł manicure.
Eeeeeech... Ciężko też być gąbką, chłonącą nastroje i antypatie innych. Kiedy gąbka jest wypełniona, kapie. Chlip, chlip...
Kuba powiedział wczoraj, że warto słuchać głosu serca, kiedy stosujesz się do zasady z Przypowieści Salomona: "Czujniej niż czegokolwiek innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia".
Serce musi być wolne, odważne, wrażliwe, ufne, cierpliwe, pełne współczucia, obiektywne, żeby mogło się podnieść ponad negatywne emocje i być silne.
I właśnie dlatego pozostaje jedno jedyne motto z dzisiejszego dnia:
Ps. Areczek miał urodziny, chyba całkiem udane (spanie), bo na życzenia wysłane rano odpisał około południa ;)
Komentarze