You Only Live Once. Birdman
Proszę państwa, w tym roku jestem na bieżąco: obejrzałam zwycięzcę Oscara tydzień po rozdaniu nagród ;) Mam pozytywne wrażenia artystyczne, bo montaż jest perfekcyjny, sceny przechodzą płynnie jedna w drugą praktycznie bez cięć, a ścieżka dźwiękowa, oparta głównie na solo perkusji, jest fenomenem muzycznym. Osobiście jednak nie rozumiem, na jakich zasadach przyznawane są Oscary za najlepszy film, bo jeśli chodzi o treść i jakieś przesłanie, nie zauważyłam żadnego konkretnego, a za elementy techniczne ocenia się osobno. Ale z moich obserwacji wynika, że obecnie nagradzany film nie ma za zadanie poruszać głębokiego problemu i po obejrzeniu podnosić widza na wyższy poziom duchowy, tylko zaintrygować, zbudować napięcie, przykuć uwagę efektami i pozostawić jedynie wrażenia estetyczne. Może się mylę, ale takie są moje wrażenia na świeżo po obejrzeniu filmu.
Jedynym filozoficznym przekazem, jaki odebrałam, jest tytułowe YOLO. To współczesna wersja klasycznego "carpe diem" i motto to przyświeca społeczeństwu XXI wieku. Żyj chwilą, baw się, nie oglądaj się na konsekwencje, zabłyśnij na scenie i w portalach społecznościowych, bo żyje się tylko raz i niewykorzystane okazje już się więcej nie powtórzą. Zasada ta tworzy rozchwiane społeczeństwo, którego jedynym celem w życiu jest przeżycie czegoś ekscytującego. Jesteś singlem, więc pewnie tęsknisz do znalezienia drugiej połowy? Ee, po co się do kogoś przywiązywać na stałe, przecież szczęście można znaleźć wszędzie, nieważne jakiej płci. Masz rodzinę, więc zapewne trzeba by o nią dbać? Zapomnij o tym, to tylko ogranicza. Za chwilę możesz się rozstać i znaleźć kogoś innego, jeśli ci coś nie pasuje. Dostałeś niezwykły talent i możesz nim uszczęśliwić społeczeństwo? Who cares? Zajmij się swoją pasją, realizuj marzenia, co zdobędziesz, to twoje.
Brzmi przerażająco? Tak właśnie wygląda myślenie i postępowanie współczesnych ludzi. Można by dyskutować, że dotyczy to tylko ludzi niewierzących, ale to nieprawda, dotyka to wszystkich. Są sobie ludzie wierzący, a potem coś im przychodzi do głowy i odchodzą od Boga, porzucają żonę i dzieci, rozpadają się rodziny. Inni niby się nawracają i przyjmują chrzest, żeby poślubić jakąś osobę z innego wyznania, a po ślubie przestają się zupełnie interesować Bogiem. Trudne czasy nastały dla zakładania rodziny, a będzie jeszcze trudniej. Nikomu nie można ufać, że zawsze będzie duchowym wsparciem, tak naprawdę można polegać tylko na Bogu.
Odpowiem przy okazji na komentarz pod walentynkowym postem: w niektórych przypadkach lepiej być nieszczęśliwym samotnie, niż nieszczęśliwym z kimś innym. W życiu chodzi o coś więcej, niż bycie szczęśliwym. Związek z drugim człowiekiem z punktu widzenia wierzącego musi być oparty na wspólnej służbie dla Boga i ludzi i ma nas oduczyć wrodzonego egoizmu. Usiłując w związku znaleźć jedynie szczęście i spełnienie, bez poczucia większego celu to życie według zasady YOLO. A ja nie chcę żyć raz. Chcę żyć wiecznie.
Komentarze
A jeśli chodzi o film - cieszę się, że nic nie straciłam nie oglądając go.