All4Him za granicą :)
Niemcy, Niemcy i po Niemczech... ten weekend był strasznie krótki i mignął bardzo szybko, choć działo się dużo. Wyjechaliśmy z Pszczyny w piątek o 6 rano i jechaliśmy szybko i sprawnie do granicy, śpiewając cała drogę. Mieliśmy tylko jedną komplikację na niemieckiej autostradzie - na godzinę przed planowanym przyjazdem utknęliśmy w korku. Najprawdopodobniej był tam jakis wypadek. Znaleźliśmy jakis objazd boczną drogą i ominęliśmy długą kolumnę samochodów. Zobaczyliśmy, że Pan Bog czuwa, bo gdybyśmy w odpowiednim czasie nie skręcili na parking, z którego odchodził objazd, to stalibyśmy w korku jeszcze przez kilka godzin.
Dojechaliśmy do Meine, to malutkie miasteczko niedaleko Wolfsburga, gdzie mieszkają Polacy ze Śląska, większość tej niemieckiej grupy, którzy przyjeżdzają co roku na camp. Mają domy szeregowe i mieszkają obok siebie na jednej ulicy. Tam byliśmy zakwaterowani po dwie, trzy osoby w każdym domu i jedliśmy tam tak wypasione kolacje i śniadania, jakich jeszcze nigdy w historii naszego zespołu nie mieliśmy: polska gościnność połączona z niemieckim dobrobytem :)
Po południu pojechaliśmy do Wolfsburga, żeby trochę pozwiedzać. Wolfsburg nie jest dużym miastem, w dodatku powstał dopiero po wojnie, więc ma jedynie jeden zamek, w którym mieszkali kiedyś grafowie, ale największą atrakcją miasta jest fabryka Volkswagena. W tym okręgu marzeniem większości chłopaków jest pracować w fabryce, ponieważ jest to największe przedsiębiorstwo w okolicy, w dodatku mogą kupić nowy samochód z dużą zniżką, a następnie po 9 miesiącach sprzedać go po cenie, za jaką kupili i wymienić na nowy. Nie dziwi więc, że po mieście jeżdżą niemal same Volkswageny. Ponadto firma troszczy się o rodziny pracowników, jest sponsorem drużyny piłkarskiej z Wolfsburga, która dzień wcześniej wygrała w meczu z Inter Mediolan :) nieopodal fabryki znajduje się także Autostadt, wielkie centrum rozrywki związane właśnie z samochodami, gdzie jest cała masa atrakcji, m.in. wielka szklana podłoga, pod nią znajduje się wiele kolorowych kręcących się globusów, które pokazują różne ciekawostki na świecie.
Nie mieliśmy czasu zobaczyć całości, bo na to trzeba poświęcić cały dzień. Ale pospacerowaliśmy nad kanałem i potem poszliśmy do miasta. Niestety tego dnia było pochmurno i zaledwie 4 stopnie, więc długo na zewnątrz nie dało się wytrzymać.
Ponieważ wszyscy wstaliśmy bardzo wcześnie i byliśmy niezbyt przytomni, więc nasze zmęczone umysły produkowały całą masę śmiesznych haseł. Wujek Zbyszek opowiadał nam o ciekawostkach Wolfsburga i o słynnych wieżach, gdzie znajdują się wszystkie marki samochodów produkowane przez tą fabrykę. Objechaliśmy sobie to wszystko samochodami i potem zajeżdżamy na parking obok centrum handlowego. Zobaczyłam napis "Bugatti" i wypaliłam:
-To są te marki?
W rezultacie nosiłam żółtą koszulkę lidera aż do następnego dnia, kiedy Tomek na koncercie zaśpiewał "A ty nie chcesz mądrości" zamiast "korony" :P
W piątek mieliśmy jeszcze próbę z niemiecką grupą Know Him, czyli odtwórcami po niemiecku musicalu "Zapytaj tych". Zaproponowali nam, żebyśmy zaśpiewali wspólnie na nabożeństwie "Bede śpiewać" po niemiecku i po polsku, wiec uczyliśmy sie w aucie tekstu :) kiedy wracaliśmy wieczorem do Meine na nocleg, wujek opowiadał nam ciekawe doświadczenia z ich koncertowania, jak po kilku miesiącach zrezygnował im akompaniator i nie mieli osoby, która czuwała nad stroną muzyczną, a potem przyjechał do nich jakiś chłopak ze Stanów na studia, któremu tak się spodobała idea musicalu, że nauczył się wszystkiego grać, a podobno świetnie gra ze słuchu i tak mogli występować. Też zjeżdżają się z różnych stron: jest Debbie z Berlina i chłopak z Norymbergii, podobno fantastyczny tenor, reszta jest z Wolfsburga, Meine, Gifthorn, czyli okolicznych miejscowości. Wszyscy są świetnymi ludźmi, bardzo fajnie śpiewają i mają masę zapału i radości z tego, co robią. Kiedy w sobotę śpiewaliśmy po apelu wielką grupą polsko-niemiecką, nie byliśmy nagłośnieni, a jednak słychać było potężnie. Przy ostatnim refrenie, który śpiewaliśmy razem po polsku, miałam łzy w oczach ze wzruszenia.
W sobotę po obiedzie mieliśmy jeszcze spotkanie z młodzieżą i opowiadaliśmy doświadczenia z pracy w zborach i z działalności naszego zespołu. Nastawialiśmy się, że to my im będziemy opowiadać, a okazało się, że jest tam wiele osób, które ma naprawdę niezwykłe doświadczenia z Bogiem i ciekawe pomysły odnośnie ewangelizacji. Bardzo dzielnie przez cały dzień towarzyszył nam Tobias, który mówi płynnie po polsku i niemiecku i tłumaczył na niemiecki. W trakcie musicalu czytał także po niemiecku teksty z ks. Izajasza.
Koncert wyszedł poprawnie, nie licząc naprawdę drobnych pomyłek w tekście. Mikrofony, światła działały jak trzeba, nic nie sprzęgało ani nie trzeszczało. Dodatkowym utrudnieniem były niemieckie napisy wyświetlane w trakcie koncertu i zajmował się tym Dawid P., więc miał masę stresu z tego powodu, ponieważ podczas nabożeństwa projektor wyświetlający także tekst do naszych pieśni odmawiał posłuszeństwa. Na koncercie wymienili go, ale były momenty, kiedy coś mu się zawiesiło w prezentacji i nie mógł ich wyświetlić. Napisy były kluczowe, bo jednak spora część publiczności to były osoby niemieckojęzyczne. My też byliśmy tymi napisami troszkę usztywnieni, bo w scenkach nie mogliśmy za bardzo tworzyć, ale staraliśmy się mówić ściśle, jak jest w scenariuszu. Jednak odbiór był bardzo dobry, ludzie długo jeszcze siedzieli na sali i nie chcieli od razu wychodzić. Podchodzili do nas, rozmawiali. Najbardziej poruszony był lokalny pastor, z pochodzenia Ukrainiec, który miał kilka słów po koncercie. Zaczął mówić po polsku i tak śmiesznie mówił, że Tobias tłumaczący go na niemiecki ledwo mógł go zrozumieć :P zapomniałam powiedzieć, że w tym zborze mają zaledwie siedmiu rodowitych Niemców, reszta to obcokrajowcy, którzy przyjechali do Niemiec i nauczyli się języka. Ogólnie w Niemczech jest posucha i gdyby nie napływowi Słowianie, to te zbory byłyby naprawdę biedne.
W niedzielę mieliśmy wspólną próbę z niemiecką grupą. Ciężko było ćwiczyć coś z musicalu, bo jednak w dwóch językach to niełatwe zadanie, więc wybraliśmy kawałek z chóru "Go down Moses" i połączył nas angielski ;) ja tak powtarzam "niemiecka grupa", ale oczywiście są tam Polacy, którzy mówią po polsku i niemiecku, są też i Niemcy, którzy z naszym językiem troszeczkę się osłuchują i na sobotnim występie zaśpiewali z nami refren po polsku. Samo ćwiczenie w grupach głosów to było bardzo fajne doświadczenie i jeszcze bardziej się zaprzyjaźniliśmy z tymi osobami. Na koniec zaśpiewaliśmy wyćwiczony utwór, nagrano to jako filmik i obiecano, że będzie wyświetlony na najbliższym nabożeństwie.
Teraz czekamy na rewanż i odwiedziny niemieckiego zespołu u nas. Być może uda się to w ciągu kilku miesięcy zorganizować :)
Komentarze