Bo byłam grzeczna ;)
Dzisiaj był ostatni dzień zajęć z moimi małymi uczniami. Wypełniłam rozliczenie, wystawiłam rachunek i poszłam uszczęśliwiona do domu o godzinie 16, zaaferowana perspektywą wolnego popołudnia. Zaraz po powrocie do domu pochłonęło mnie robienie sklepiku z naszywkami, wstawianie obrazków i tak siedząc spokojnie i słuchając muzyki na Spotify (płyta Love actually by The Royal Philharmonic Orchestra) odpłynęłam zupełnie. Tę błogą sielankę przerwał telefon od mamy moich uczniów z Michałowic, Gabrysi i Adasia, którzy mieli dzisiaj mieć domowy koncert. Ajajaj, ale wtopa. A miałam zapisane w kalendarzu... szybko się pozbierałam i popędziłam na rowerze. W domu była już babcia i sąsiadka na herbatce, dzieci chodziły na rzęsach, ale szybko się ogarnęły i zagrały. Gabrysia zaskoczyła mnie zupełnie, grając ze skupieniem i powoli, czego na lekcjach nie mogłam się jej doprosić. Adam zagrał w tempie ćwiczeniowym, więc nie powalił, ale Sonatina w jego wykonaniu była tak świadomie zagrana, z interpretacją i właściwymi ruchami, że z przyjemnością na niego patrzyłam :) na koniec pani Małgosia podarowała mi torebką z czekoladkami Ferrero Rocher i piernikami od Bliklego, a Gabrysia dała mi swojego goździka :) ale miło mi się zrobiło :) a wczoraj mama Kasi i Maćka, moich uczniów ze Skoroszy, zapłaciła za lekcję okrągłym banknotem i kazała nie wydawać, tylko zostawić sobie na święta :)
Mamy już obadany przejazd na blablacar do Rzeszowa. Polski Bus jest oblegany od miesiąca i na połowę kursów nie ma już biletów. Ach, te święta...
Komentarze