Translate

Zdobywam mą górę


Zdobywam mą górę
 Dobra Nowina

1.       Kiedy się coś zdaje zbyt trudne
Nie do zdobycia, za dalekie, żeby wziąć
Gdy pryska sen jeden po drugim
A w głębi ciebie Twoja rana boli cię,
To wtedy właśnie mów:

Ref. Zdobywam mą górę, po kroku krok
Zdobywam mą górę, dzień po dniu,
Zdobywam mą górę, cały czas
Zdobywam mą górę
Wiem, że się uda
Krok za krokiem krok, nie więcej, niż krok
Krok za krokiem krok, z Jezusem obok mnie
 Krok za krokiem krok, nie więcej, niż krok
Zdobywam mą górę, krok za krokiem krok.

2.       Nawet gdy będziesz znużony
To nie upadaj, w twej słabości silny Bóg
Pamiętaj, Pan cię nie opuści
I nie zapomni, On pomocą, pieśnią mą
Zaśpiewaj więc Mu…

***
Od kilku lat miałam w głowie jedno marzenie: odwiedzić nasz stary dom z dzieciństwa. Co jakiś czas powtarzał mi się pewien sen: wchodzę do domu, wyglądam przez okno i wszystko jest jak dawniej, kiedy byłam dzieckiem. Pięć lat temu sprzedaliśmy Śliwowe Wzgórze i wyprowadziliśmy się w inne strony, z czym było mi się trudno pogodzić. Razem z rodzeństwem zamieszkaliśmy w Rzeszowie, w wynajętym mieszkaniu, bo z nowego domu było za daleko, żeby dojeżdżać na zajęcia, jak do tej pory. Pamiętam, że bardzo niechętnie przyjeżdżałam do nowego domu, bo nie czułam się tam w ogóle jak u siebie. Teraz jest już inaczej, ale nadal mówię o nim: dom rodziców, chociaż mam swój pokój w wieży i wszystko jest tak ładnie urządzone.
Dzisiaj jechaliśmy na nabożeństwo do Rzeszowa i mieliśmy w planach, żeby potem zrobić sobie piknik w jakimś miłym miejscu. Kiedy przejeżdżaliśmy przez Zaborów, nieśmiało zaproponowałam, żeby może zrobić piknik na górce. Rodzice się zgodzili.

Tego dnia zobaczyłam nowo wybudowaną kaplicę w Rzeszowie i muszę przyznać, że wygląda to imponująco, a wyposażenie może spokojnie obsłużyć profesjonalny koncert :) może będziemy mogli robić tu próby albo nagrania.


Po nabożeństwie ruszyliśmy w drogę powrotną i w pewnym momencie skręciliśmy w bok do miejscowości, gdzie przez kilka lat chodziłam do szkoły. Nasz samochód dzielnie wspiął się na górę po utwardzonej drodze i tak trudno było mi przypomnieć sobie, jak wspinaliśmy się przez zaspy i śniegi... 
Widok z góry był jak dawniej imponujący.


Odnaleźliśmy miłą polanę i rozłożyliśmy koc oraz prowiant. Było to takie dziwne, bo po tych polach po prostu przebiegaliśmy, a nie piknikowaliśmy, no ale teraz nie byliśmy już u siebie.

 Nie potrafiłam usiedzieć za długo i wyciągnęłam mamę i Ronię na spacer w stronę naszego dawnego domu. Gdy tak wędrowałyśmy, uświadomiłam sobie, że jakby nie patrzeć, mieszkaliśmy w górach; może nie tak bardzo wysokich, jak Tatry czy okolice Wisły, ale spadek to tam znaczny był.


Wszystkie małe laski stały się wielkimi lasami, a łączki porosły wielkimi chwastami. Miało się wrażenie, jakby cywilizacja powoli była stamtąd wypierana przez puszczę...

 Uzbrojone w kije przed ewentualnymi psami dotarłyśmy do domu. Z daleka niewiele się zmieniło...
 ...ale z bliska, a nawet bardzo bliska (tak, udało się wejść do środka, właściciel był bardzo miły i oprowadził nas po starych kątach) okazało się, że dom zmienił swój charakter.
 

To, co zobaczyłam, to niemal góralska chata z glinianymi garnkami, imponującym gankiem wspieranym słupami, w środku stare szafy, naczynia i taki radośnie zagracony folklor.Wszystkie pomieszczenia wydawały się teraz takie małe, a tradycyjny widok z kuchennego okna był zasłonięty przez drzewa, które zdążyły znacznie urosnąć. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to nie jest już mój dom, to jakiś obcy dom, zupełnie inny, niż go pamiętałam. Zrobiło mi się smutno.
 Myślałam, czy byłoby lepiej, gdybym zastała dom taki, jak dawniej? Chyba nie. Ale podróż tam była potrzebna z innego powodu. Zobaczyłam, że życie nie stoi w miejscu i że jedynym sposobem na podtrzymanie go jest rozwój. Nie można całe życie mieszkać w ciasnej chałupce i cieszyć się sentymentalnym wystrojem; czasem trzeba podjąć ryzyko i zacząć coś budować od nowa, żeby zyskać coś lepszego. Mama miała rację, kiedy dążyła do zmian.
Kiedy przyjechaliśmy do Wojkówki, z radością przywitałam wielką kuchnię, schody, nasz piękny ogród i tę wielką przestrzeń. Chyba wszyscy podziękowaliśmy Bogu, że wtedy 5 lat temu pozwolił zamienić naszą chatynkę na górce na niemalże willę.
Miałam jeszcze jedną refleksję z tego dnia: czy żal mi tego marzenia, które przez tyle lat żyło, a w końcu kiedy się wypełniło, okazało się rozczarowaniem? Nie do końca. Tak naprawdę ten dom z marzeń nadal istnieje, ale nie fizycznie tam, gdzie jest, ale we wspomnieniach i na zdjęciach. Jest idealnych rozmiarów, nie za mały, wszystko w nim jest ładne i porządne, drzemie tam historia 14 lat dzieciństwa i nastoletniego życia. To był kolejny z kroków pod górę, na którą prowadził nas Bóg.
Dzisiejsze kazanie o sensie cierpienia i doświadczeń w życiu zilustrowało się w tej właśnie historii.

Zdobywam mą górę, po kroku krok
Zdobywam mą górę, dzień po dniu,
Zdobywam mą górę, cały czas
Zdobywam mą górę...

Komentarze