The pursuit of happyness
"Don't ever let someone tell you, you can't do something. Not even me. You got a dream, you got to protect it. People can’t do something themselves, they want to tell you you can’t do it. You want something, go get it. Period. All right?"
Kiedy przychodzi ci chęć na narzekanie na swój marny los, jak to ci się w życiu nie układa i jakie ono jest niesprawiedliwe - "The pursuit of happyness" z Willem Smithem zatka ci usta. To prawdziwa historia Chrisa Gardnera, który od życiowego nieudacznika i bankruta staje się milionerem, walcząc z wszelkimi możliwymi przeciwnościami losu, takimi jak utrata mieszkania, odejście żony oraz wyścig szczurów. Łzy w oczach głównego bohatera na końcu filmu nie pozostają bez odzewu i uświadamiają, że wszystko w życiu, co nazywamy szczęściem, jest tak naprawdę niejednolitym obrazem, wypełnionym kolorami uśmiechów oraz łez.
Poinformuję tylko tonem obojętnym, aby nie być posądzonym o narzekanie, iż nastały mrozy i słoneczna pogoda od dni kilku. Ponadto ferie zimowe przeszły płynnie z województwa mazowieckiego i suwerennych do kolejnych, zgodnie z prawem dziedziczenia. Codzienny zestaw nader rozlicznych obowiązków nie pozwala na marnotrawienie cennego czasu, a także rozbujanie myśli w niewłaściwym kierunku, co jest niezwykle korzystne przy moim statusie duchowo-emocjonalnym.
Pozytywnie? Może nie do końca, ale z pewnością nie zniechęcająco.
Radosnej zimy życzę wszystkim ;)
Komentarze