Księżyc w nowiu
Księżyc w misce
Grzegorz Turnau
Ta drabina to schody do nieba,
a ta miska nad schodami to księżyc.
Tamten miecz to zwyczajny pogrzebacz,
a z garnków są hełmy rycerzy.
Lecz kto w te czary nie uwierzy?
To jest teatr, to jest teatr.
To jest teatr
A teatr jest po to,
żeby wszystko było inne niż dotąd.
Żeby iść do domu w zamyśleniu
w zachwycie.
I już zawsze odtąd księżyc w misce widzieć...
***
Rozum: Co tam, Serce? Coś taka zmartwiona?...
Serce: Nie no, nic takiego...
Rozum: No powiedz, przecież widzę, że potrzebujesz się wygadać.
Serce: A... bo...dzień był podły... Rano przed blokiem palił się samochód. Na początku się wystraszyłam, bo takie to było przerażające, jak stanął cały w płomieniach...
Rozum: Trzeba było robić zdjęcia :P mogłabyś je wysłać do serwisu informacyjnego i zgarnąć trochę kasy :P
Serce: Eetam. Co komu po tych zdjęciach... Gasili to i gasili. Zeszło im dobre 40 minut. Aż przez chwilę zaczęłam się obawiać, czy się drugi samochód nie zapali. Ogień pełzał nawet po wodzie. A oni się nic nie bali, jakby program telewizyjny o działalności strażaków kręcili.
Rozum: Co się mieli bać, przecież to mężczyźni... Nie takie pożary gasili :P
Serce: No niby tak... Ja też się nie bałam. Byłam u siebie w mieszkaniu i obserwowałam z okna. Ale u mnie jest zaburzony współczynnik strachu w takich sytuacjach. Z trudem do mnie dociera, że to realne zagrożenie...
Rozum: No tak, Ty i to Twoje życie w innym świecie :P no i co dalej się działo?
Serce: Nic. W końcu ugasili. Został tylko spalony wrak. Nie wiem, co dalej, bo musiałam jechać do pracy. Ledwo zdążyłam na kolejkę, jak zwykle. I aż trzy razy w ciągu dnia sprawdzali bilety :P
Rozum: Hahaha, i oczywiście zapomniałaś legitymacji :P
Serce: Nie, to był jeden incydent i od tamtej pory się nie powtórzył :P dojechałam, poprowadziłam lekcję. Mała Julka jakaś smutna, bo jej babcia zmarła, Tomek zmartwiony, bo coś mu się stało z nogą i nie może jeździć na desce, a Aleksa musiałam ochrzanić, bo nie umiał odmieniać czasownika "być" i wszystko mu się zapominało. I było mi przykro, że musiałam mu palnąć kazanie...
Rozum: A mówiłaś, że lubisz uczyć... :P
Serce: Owszem :P ale trudno tryskać entuzjazmem, kiedy na każdej lekcji trzeba przerabiać z nim to samo :P zmęczyło mnie to i postanowiłam wybrać się na zakupy na poprawienie humoru.
Rozum: Racja :)
Serce: ...ale niczego nie kupiłam. Zrobiłam tylko zwiad cenowy, namierzając kurtkę i buty. Niestety podczas tego zwiadu zginął mój szalik... Tak go lubiłam... Schodziłam potem te same sklepy dwa razy i nie znalazłam go :/
Rozum: Oj biedna, biedna :) za to się dziś wcześniej połóż :)
Serce: Taa... Na materacu, z którego uchodzi powietrze... :P (Ps. Nareszcie prawidłowa reakcja, Rozum :P)
Rozum: Jakieś jeszcze powody do marudzenia? Czy tylko testujesz moją cierpliwość? :P
Serce: Nie, to chyba tyle :P ale wystarczająco, żeby mieć podły dzień, nie uważasz? :P
Rozum: A chociaż coś słodkiego sobie kupiłaś? Na pocieszenie?
Serce: Nie... Mam dosyć zakupów na dziś :P
Rozum: Śmiem wątpić :P
Serce: Zawsze istnieje Kremuś czekoladowy :P Ale zobaczyłam coś innego, niesamowitego, co mnie ucieszyło... Księżyc w nowiu nad blokami :) taki cieniutki, srebrny sierp. Błyszczał jak oko Boga. To było piękne...
Rozum: Serce, eech, Serce...
Serce: No co?
Rozum: Nic. Mój umysł cię nie ogarnia. A obejmowanie ramieniem to nie moja działka. Więc pozwolisz, że się pożegnam. Życzę ci miłych snów na materacu i niech ci się księżyc przyśni. Obwiązany twoim szalikiem.
Komentarze