Trzeba żyć, a nie życie grać.
Jeśli nie musisz siedzieć - stój.
Jeśli nie musisz stać - idź.
Jeśli nie musisz iść - biegnij.
A jak się zmęczysz - padnij.
I tak od nowa...
Nie odkryłam chyba niczego nowego twierdząc, że życie jest powtarzalne. Każdy dzień jest do siebie podobny, te same rutynowe czynności, ta sama walka o przetrwanie, te same zmagania ze swoim egoizmem, słabościami i denerwującymi przyzwyczajeniami. Codzienne lawirowanie między tym, jak być sobą, a jednocześnie tym byciem nie naruszać wolności innych. Nudna, mozolna rzeczywistość. Aby to urozmaicić, człowiek robi jakieś niecodzienne wybryki - a to głupie i szalone, a to pozytywno-spontaniczne. Ale po tej chwili skoku adrenaliny lub euforii - w zależności od sytuacji - emocje opadają i następuje powrót do szarego życia, gdzie trzeba być znów poukładanym, ogarniętym, zdyscyplinowanym, sztywnym dorosłym. I buntować się przeciwko szarości od nowa...
Jestem artystą, jak twierdzą niektórzy; albo raczej pewna część mnie nosi taką nazwę. Ta część bardzo lubi karmić się wrażeniami i emocjami. Ta część mnie ma ściśnięte z wrażenia gardło i przyspieszony oddech, gdy chór zaśpiewa partię o oszałamiającej harmonii, lub gdy solista zrobi karkołomny popis wokalny. Ta część mnie płacze, gdy na filmie bohaterowie przeżywają bolesne historie, lub gdy bohater książki jest samotny i nikt go nie rozumie. Ta część mnie wzrusza się także, gdy słyszy poruszające historie nawróceń innych ludzi lub przeczyta głęboką myśl w książce religijnej bądź Biblii.
Artysta we mnie jest także aktywny: tworzy kolejne melodie i ich wariacje, wymyśla w głowie nieprawdopodobne historie z cyklu "Co by to było gdyby" i rozważa niemal wszystkie dylematy psychologiczne i teologiczne ludzkości. Artysta buntuje się przeciwko rutynie życia, przeciwko powtarzalności i przewidywalności. Ciągle go gdzieś gna, nie umie usiedzieć tygodnia w jednym miejscu, ciągle musi być czymś zajęty, a to coś robić, a to przeżywać, a to myśleć. Ogólnie ciekawa postać, ale trudna w pożyciu, szczerze mówiąc.
A ja tęsknię za życiem prostym, spokojnym, ale szczęśliwym. Za stanem, kiedy serce nie będzie na przemian walić jak oszalałe, a potem zastygać z rozpaczy. Za trybem życia, gdzie nie trzeba będzie się przemieszczać z miejsca na miejsce, żeby się coś nowego działo, ale samo życie będzie satysfakcjonować i cieszyć. Tęsknię za nieskomplikowaną wiarą i pogodną nadzieją oraz za naturalną miłością.
Tak, artysto, wiem, co mówię. Sztuka to nie wszystko. Trzeba żyć, a nie życie grać.
Wierzę, że tak będzie.
Komentarze